Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mąka pszenna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mąka pszenna. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 września 2014

3 - łyżkowe placki dla zapominalskich.

Kiedy wstaję rano i mam ochotę na placki zawsze pojawia się jeden standardowy problem - proporcje. Potrafię zapamiętać pierdylion przepisów prawnych, przerastają mnie jednak proporcje na zwykłe naleśniki. Zwykle zanim dokopię się do jakiegoś, który uznam za adekwatny, ochota już przechodzi i kończy się na toście lub misce płatków. A następnie myśl o plackach prześladuje mnie przez resztę dnia i nie mogę odżałować, że tak po prostu z nich zrezygnowałam.

Tak narodziła się koncepcja - czy da się stworzyć przepis tak prosty, żebym dała sobie z nim radę? Bez gramów, mililitrów i tysiąca różnych liczb?
Metodą prób i błędów uzyskałam w końcu odpowiednie proporcje. I nawet jako największy sklerotyk swojego pokolenia, bez problemu je pamiętam. 
Z dedykacją dla wszystkich zapominalskich.




3-ŁYŻKOWE PLACKI ŚNIADANIOWE Z OWOCAMI LUB BEZ /1 porcja/

  • 3 łyżki mąki
  • 3 łyżki jogurtu naturalnego ( gęsta maślanka czy kefir również dadzą radę)
  • 1 jajko
  •  ok. 3 łyżek ulubionych owoców drobno pokrojonych
  • cukier do smaku (u mnie ok. 1 łyżki brązowego, jeśli dodajemy owoce, można w ogóle pominąć cukier)
  • 1 łyżeczka oliwy
  • ew. przyprawy takie jak cynamon, kardamon, wanilia, przyprawa korzenna, itp.
Wszystko oprócz owoców i oliwy dokładnie zmiksować lub wymieszać trzepaczką. Łyżką wmieszać owoce. Na średnio rozgrzanej patelni smażyć nieduże placki, przewracając kiedy brzegi zaczną się ścinać, a na powierzchni placka pojawią się pęcherzyki.
Podawać same lub z ulubionymi dodatkami.

wtorek, 29 października 2013

Co robi biedny student? Gulasz.

Zimno i głodno.
A do tego organizm powoli zmęczony pierogami z mrożonki i chińskimi zupkami zaczyna domagać się czegoś zdrowszego i konkretnego.
I cóż w takiej sytuacji ma zrobić zabiegany i w dodatku ubogi student?
A no wygospodarować sobie 2 godziny - nawet niecałe - czasu. I przy założeniu, że wszystkie przyprawy się już posiada - jakieś 15 zł.
I machnąć taki o to gulasz z kurczaka, który starcza na 4 obiady (przynajmniej jesli jest się - tak jak ja - wzrostu krasnala ogrodowego).
Nie polecam jednak trzymania tego przez 4 dni w lodówce, lepiej podzielić na porcje i zamrozić, trzymając na sytuacje najbardziej kryzysowe.



GULASZ Z KURCZAKA Z PIECZARKAMI I PAPRYKĄ /4 porcje/

  • 2 filety z kurczaka (ok.400 g) 
  • 1/2 czerwonej papryki
  • 500 g pieczarek
  • 4 kulki ziela angielskiego
  • 3 liście laurowe
  • spora szczpta słodkiej papryki w proszku
  • 1/2 kostki rosołowej, wołowej
  • 2 -3 łyżki mąki
  • sól, pieprz, przyprawa do kurczaka
Kurczaka myjemy, kroimy w kostkę. Posypujemy solą i przyprawą do kurczaka i smażymy na łyżce oliwy, az się zrumieni. Dodajemy pieczarki pokrojone w plasterki i paprykę pokrojoną w kostkę, smażymy, aż pieczarki solidnie się obkurczą. 
Zalewamy ok. 500 ml wody, ziele angielskie i liście laurowe i dusimy ok. 20 minut. Rozpuszczamy kostkę rosołową. Dodajemy paprykę w proszku. Odlewamy ok. pół szklanki płynu z patelni i rozprowadzamy w nim dokładnie mąkę, tak aby nie było grudek (ja lubię gesty sos, dałam 3 spore łyżki mąki) i wlewamy znowu na patelnię, dokładnie mieszając. Gotujemy, aż sos zgęstnieje. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
Najlepiej smakuje z kasza lub makaronem.

A w międzyczasie moje ostatnie odkrycie - spodnie z czasów gimnazjum. Które przez całkiem spory okres tego gimnazjum, były na mnie ZA CIASNE.
Aktualnie naprawdę niewiele brakuje, abym zmieściła się w jednej nogawce.
Przerażające.
To tak ku przestrodze, co by z tym gulaszem nie przesadzić ;)





piątek, 11 października 2013

Nie mam czasu. Ale ciasto jest.

Moje życie wywraca się od jakichś dwóch miesięcy o 180 stopni.
Nowe studia, nowi ludzie, nowy tryb życia, nowy sposób spędzania czasu.

Nie mam czasu jeść. Nie mam czasu pisać. Nie mam czasu stać przy garach.
Ale dobrze mi z tym.

Wspomnienie lata, a jednocześnie zapach jesieni - ciasto z cynamonem, kardamonem i owocami.



CYNAMONOWO-KARDAMONOWE CIASTO Z OWOCAMI /tortownica 23 cm/

  • 1 szklanka mąki
  • 1/2 szklanki brązowego cukru
  • 2 łyżeczki cynamonu
  • 1 łyżeczka kardamonu
  • 2 jajka
  • 100 g roztopionego masła
  • 1/2 szklanki mleka (lub więcej w zależności od konsystencji)
  • dowolne owoce (u mnie brzoskwinie i borówki amerykańskie)
Wymieszać suche składniki.
Mokre zmiksować. Dodać mieszankę suchych i zmiksować na gładką masę.
Tortownicę wyłożyć papierem do pieczenia, wylać ciasto, ułożyć owoce.
Piec ok. 45 minut w 190 stopniach (do suchego patyczka).

piątek, 28 czerwca 2013

Wbrew pozorom żyję. I piekę muffiny.

Tak. Wiem. Znowu nie było mnie tu, bóg wie ile.
Zawalona 14 egzaminami, od początku maja ledwo znajdowałam czas, żeby zalać wodą gotowe danie w kubku, a cóż dopiero gotować.
Jednakowóż, żyję, choć wiele z osób, które zaglądały tu regularnie, zapewne postawiło już na mnie kreskę.

Co w międzyczasie?


Jak widać na załączonym obrazku, w końcu zobaczyłam swój wymarzony Rzym.
Rozczarowana brakiem gladiatorów w Koloseum (tylko jacyś grubi, fałszywi i oczekujący 5 euro za zdjęcie :(),  przyjechałam do Krakowa, aby udowodnić samej sobie, że stać mnie na więcej w kwestii matury z angielskiego.
Zakończyłam etap "naście" w swoim życiu, rozpoczynając równie unikalną serię "-dzieścia" i przez 2 tygodnie cierpiałam z powodu swojej starości.
Zdradziłam swój lokalny, krakowski patriotyzm, wprowadzając do swojego czynnego słownika poznańskie "wuchta".
Dostałam zapalenia kazdego organu swojego ciała, stojąc w deszczu pod juwenaliową sceną i za ten nie do końca przemyślany pomysł spędziłam 2 tygodnie w łóżku.
Zrobiłam swoje pierwsze sadzone jajko, choć  w wersji mocno autorskiej.
Jak to ja, wypiłam 2871242847284 hektolitrów kawy.
Następnie utonęłam na bardzo długi czas pod stosem notatek, książek i skryptów.

A na koniec upiekłam muffiny, żeby przed przeprowadzką nie wyrzucić bez sensu nic, co wciąż nadaje się do spożycia.



MUFFINY KAKAOWO-BANANOWE /ok. 15 sztuk/
  • 2 szklanki mąki (u mnie 1/2 pszennej i 1 i 1/2 razowej)
  • 3 łyżki fruktozy (lub ok. 5 łyżek zwyklego cukru, ja chciałam tę fruktozę zużyć)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2/3 łyżeczki sody
  • 2/3 łyżeczki cynamonu
  • 2 łyżki gorzkiego kakao
  • 1 duże jajko
  • 1 szklanka mleka
  • 1/3 szklanki oleju
  • 2 banany rozgniecione widelcem, lub zmiksowane na papkę
Jak to przy muffinach.
Mieszamy osobno suche i mokre składniki. Dodajemy suche do mokrych, mieszamy łyżką do połączenia się składników. Napełniamy foremki ciastem do 2/3 wysokości (używam silikonowych, więc niczym ich nie smaruję. W przypadku metalowej formy, lepiej będzie wysmarować ją tłuszczem i wysypać bułką tartą lub kaszą manną).
Pieczemy w 180 stopniach 20-25 minut (najlepiej sprawdzić wykałaczką, czy ciasto jest już upieczone)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Dałam ciała. Ale wynagradzam budyniową babką.

Nie było mnie tu już prawie miesiąc. Długo jak diabli, szczególnie, że jednym z moich noworocznych postanowień było odgrzebanie, zapomnianego nieco przeze mnie bloga.
Co się przez ten miesiąc takiego niesamowitego działo?
W sumie jedynie to, że wypchałam sobie grafik do każdej sekundy, ledwo mając czas na sen chodzę biegiem. Co więcej stałam się żywym dowodem na to, że można przetrwać 3 tygodnie żywiąc się tostami, kawą,  i frytkami w przyulicznych barach.
Ale w końcu jest WIOSNA, prawda? Kto będzie stał przy kuchence kiedy nareszcie świeci słońce?

Aktualnie po jutrzejszym prawie konstytucyjnym łapię 2 tygodniowy oddech jadąc do domu, a zahaczając po drodze o Rzym.

Odkopuję więc zdjęcia tego, co powstało jeszcze podczas mojej świątecznej wizyty w Krakowie i zapraszam na osławioną budyniową babkę.
Jest intensywnie waniliowa i przede wszystkim bardzo wilgotna, nawet na drugi dzień.
Z podanych proporcji wyszły mi 2 babki.



BUDYNIOWA BABKA WANILIOWA 
źródło

  • 1,5 szklanki mąki
  • 6 jajek
  • 1 szklanka cukru (dałam 2/3)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1,5 szklanki śmietany 12 % (użyłam 1 duże opakowanie)
  • 3 budynie waniliowe bez cukru (takie na 1/2 litra mleka)
Żółtka utrzeć z cukrem na puszystą masę. Cały czas miksując powoli dodawać mąkę przesianą z cukrem i budyniem, oraz śmietanę. Dodać białka ubite na sztywno i dellikatnie wymieszać łyżką, aby piana nie opadła. Przelać ciasto do foremek wysmarowanych tłuszczem i wysypanych bulką tartą.
Piec 45 minut w 175 stopniach.

niedziela, 24 lutego 2013

Posesyjne, doskonałe śniadanie do łóżka.

Koniec sesji. Przynajmniej pierwszoterminowej, bo wyniki jednego z egzaminów wciąż pozostają zagadką. Co więcej stwierdzam, że jeśli zdam, to zdecydowanie powinnam spróbować swoich sił w totolotku czy innych tego typu grach.

Sesja odeszła i... no właśnie. I co?
Nie potrafię wrócić do normalnego trybu życia. Wciąż wyliczam sobie co do minuty czas na obejrzeniu jednego odcinka serialu czy przeczytanie kilku stron książki, bo przecież muszę się uczyć (czego i tak nie robiłam, większość czasu analizowałam plamy na swojej ścianie).
Każdą propozycję wyjścia na piwo czy do kina rozważam pod kątem nauki, której - póki co - nie mam.
Ostatni raz taką dziwną pustkę odczuwałam po maturze, nawet 2 tygodnie po zakończeniu budzilam się z przerażeniem, że nie pamiętam daty pokoju w Sztumskiej Wsi. Zamiast zwykłej książki podświadomie sięgałam po historię.

Boże jedyny, co jest ze mną nie tak.

Ponieważ jednak w moim życiu pojawiło się sporo wolnego czasu (wręcz horrendalnie dużo), aktualnie przeznaczam go na sprawianie sobie przyjemności.
Tak więc dziś na śniadanie, prosto do mojego łóżka - a dokładniej na materac, bo łóżka jeszcze się nie dorobiłam - wjechały pancakesy. Najzwyklejsze, bo choć przepisów na placki u mnie co nie miara, to uświadomiłam sobie, że wersją klasyczną się jeszcze nie dzieliłam.

Jak to u mnie - bez dodatków, bo pancakes same w sobie to doskonałość.



PANCAKES /1 bardzo duża porcja, lub dwie średnie/

  • 1 szklanka mąki (u mnie 1/2 pszennej i 1/2 pszennej pełnoziarnistej)
  • 2/3 szklanki mleka
  • 1 jajko
  • 2 łyżki stopionego masła*
  • 2 łyżki cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
*masło zwykle topię na patelni, na której będę smażyć placki. Oszczędzam prąd i ręce, które nie lubią zmywać naczyń.

Wymieszać osobno suche i mokre składniki. Dodać suche do mokrych, zmiksować. Smażyć na suchej patelni na małym ogniu. Przewracać na druga stronę, kiedy będą od spodu rumiane, a na wierzchu placków pojawią się pęcherzyki.

niedziela, 10 lutego 2013

Placki na pocieszenie w sklerozie.

Jak zwykle przegapiłam światowy dzień pizzy. Tak samo jak tłusty czwartek, choć z niego akurat pożytku miałabym nie wiele, bo pączki i faworki to dla mnie zło wcielone.Tak samo jak co roku zapominam o dniu czekolady, o dniu chleba, o dniu czegokolwiek.

Czasem zastanawiam się co ja w zasadzie robię na stricte pamięciowym wydziale prawa.
Gdyby nie kalendarz i telefon to zapewne nie pamiętałabym nawet gdzie mieszkam i jak się nazywam.
Swoją drogą... po to właśnie powstał ten blog. Żeby nie zapominać tego co udało mi się przygotować. Zapisywanie na kartkach nie miało sensu, bo nie wiedziałam gdzie je włożyłam. 
A rodzina ma pamięć jeszcze "lepszą" niż ja.

Tak więc - póki jeszcze pamiętam - zapraszam na placki z twarogu.
Czy pomagają w sklerozie? Któż wie. Dam znać na dniach. Na pewno jednak pomagają w poprawie samopoczucia.



PLACKI Z TWAROGU /1 sycąca porcja/

  • 250 g twarogu (u mnie chudy)
  • 3 łyzki mąki
  • 3 łyżki cukru
  • 3 łyżki płatków migdałów (pominęłam)
  • 1 jajko
  • olej do smażenia
Twaróg rozgnieść widelcem, dodać resztę składników, wymieszać (ja po prostu zagniotłam ciasto rękoma). Formować z ciasta nieduże placuszki (jeśli się zbyt klei, nalezy zwilżyć dłonie) i kłaść na rozgrzany olej. Smażyć na srednim ogniu, na rumiano z obu stron.

sobota, 17 listopada 2012

Najbardziej kontrowersyjna sprawa na świecie.

A tą najbardziej kontrowersyjną sprawą jest nic innego jak... szarlotka.
Każdy ma swój przepis, który jest w rodzinie od lat. Jedni dają tylko żółtka, inni całe jajka, jeszcze inni jedno i drugie. Nie mówiąc już o najbardziej spornej kwestii - gotować jabłka, czy tylko zetrzeć?
Część osób będzie eksperymentować i próbowc nowych przepisów, większość jednak będzie bronić swojej wersji zębami i pazurami.

W zasadzie jest to zrozumiałe taka szarlotka z babcinej receptury to przecież smak dzieciństwa, do którego chyba każdy wraca z przyjemnością. Ja jednak zdecydowałam się poszukać przepisu idealnego i metodą prób i błędów taki właśnie opracowałam.
Choć wiem, że i tak wszyscy pozostaniecie przy szarlotce mamy, babci i cioci, to jednak decyduję się na ten odważny krok i prezentuję swoją.



SZARLOTKA /duża blacha/

  • 4 szklanki mąki
  • 250 g masła lub margaryny (ale lepiej masła)
  • 1 żółtko
  • 2 całe jajka
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 szklanka cukru pudru
  • 2 łyżki kwaśnej śmietany 18% procent
  • 2 kg kwaśnych jabłek
  • cynamon (u mnie ok 1,5 łyżeczki, ale to wszystko kwestia uznania)
Wymieszać suche składniki. Masło posiekać na małe kawałki i wrzucić do suchych. Dodać pozostałe składniki i szybko zagnieść ciasto. Podzielić na dwie części. Każdą zawinąć w folię spożywczą, jedną włożyć do lodówki, drugą do zamrażarki na około godzinę.

Jabłka umyć, obrać i zetrzeć (skórki zjeść i dostarczyć organizmowi błonnika :)). Wymieszać z cynamonem.

Blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Wyjąć ciasto z lodówki, rozwałkować i wyłożyć nim dno formy (ja z braku wałka po prostu odrywałam po kawałku ciasta i wylepiałam nim blachę). Nałożyć jabłka i równomiernie rozprowadzić. Wyjąć ciasto z zamrażarki, zetrzeć na tarce i rozłożyć na warstwie jabłkowej.

Piec ok. 60 minut w 180 stopniach. Jeśli będzie zbyt szybko się rumienić, należy przykryć ciasto folią aluminiową, polecam jednak ściągnąć ją conajmniej 5 minut przed końcem pieczenia, aby wierzch był kruchy.



środa, 29 sierpnia 2012

Co z tym serkiem? Gofry!

Czasem kiedy oglądam świat wokół siebie to mam wrażenie, że żyję w jakimś cholernym Matrixie.
Mam dosyć głupoty, pieniędzy, sapiących ludzi, smrodu, pań na poczcie, autobusu 114, mojej gofrownicy, sąsiadów z góry, którzy kiepują mi na balkon, sąsiadów z dołu, którzy nie dość, że robią co noc imprezę to jeszcze przez całą noc rozmawiają na balkonie o swoim życiu intymnym, czeskich turystów, którzy myślą, że ich rozumiem, kwiatów, bo więdną, mojego laptopa, który w zależności od kaprysu włącza się, albo nie, dzieci z plecakami w MPK kręcących się na wszystkie strony i wybijających mi w/w plecakami zęby, psów bez smyczy i kagańców, pań w sklepie winnych mi już jakieś 3000 grosików.

I w ogóle wszystkiego.
ARGH.
Cóż, każdy tak czasem ma. Zły dzień, zły tydzień, zły miesiąc. Zwał jak zwał.
Przejdzie prędzej czy później.
Ale gdyby nagle ktoś zaproponował mi przeniesienie do jakiejś równoległej rzeczywistości to nie zastanawiałabym się ani sekundy.
No, ale koniec marudzenia, już się wyżyłam. To też każdy czasem musi zrobić.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Robiłam już kiedyś placki z serka wiejskiego. A tak się składa, że zazwyczaj  ciast na pancakes doskonale sprawdza się również w roli gofrów.
Tym razem nie było tak łatwo, ale po namyśle i dokonaniu kilku modyfikacji udało się za drugim podejściem.
Gofry z serkiem trzeba jeść koniecznie na ciepło, aby poczuć jak fantastycznie się ciąąąągnie.
Jadłam na słodko, ale myślę, że doskonale sprawdzą się również z wytrawnymi dodatkami.




GOFRY Z SERKA WIEJSKIEGO /3 gofry/
  • 200 g odsączonego serka wiejskiego
  • 3-4 łyżki mąki (u mnie pszenna)
  • 1 łyżka oleju
  • 1 łyżka cukru
  • 2 jajka
  • szczypta solli
Jajka wymieszać mikserem z olejem i serkiem. Dodać mąkę wymieszaną z solą i cukrem, zmiksować. Masa powinna być gęsta, można dodać mąki jeśli zbytnio się leje. Gofrownicę wysmarować olejem. Smażyć do zrumienienia (jeśli macie lepszą gofrownicę niż ja, co widać na zdjęciach ;))

piątek, 17 sierpnia 2012

Powiew rodzimej kuchni afgańskiej - Buloni Kaczolu.

Najpierw kilka spraw organizacyjnych.
Po roku wreszcie zebrałam się w sobie i zdecydowałam.
Zapraszam wszystkich na moją stronę na facebooku (funbox po prawej stronie)
Solennie obiecuję, że postaram się uzupełniać regularnie. Z akcentem na "postaram" ;)
Na blogu znajdziecie równiez kategorię "lżejsze dania i wypieki", stworzoną specjalnie dla osób dbających o linię lub będących na diecie (a to, że to jakieś 75% bloga to inna sprawa... ;])

A teraz już do rzeczy, czyli do gastronomii.
Mój  tata jest Afgańczykiem i w moim domu odkąd pamiętam jadło się... dość nietypowo.
Buloni Kaczolu to jedna z tych pokazowych potraw, które zawsze przyrządzamy kiedy przychodzą goście zawsze domagający się - nie wiedzieć czemu - koniecznie czegoś z kuchni afgańskiej.
Jest to pieczony pieróg z ciasta drożdżowego, wypełniony nadzieniem z ziemniaków i cebuli.
"Kaczolu" to w języku farsi ziemniaki. Buloni zaś to nazwa rodzaju dania. W zależności od nadzienia drugi człon nazwy jest inny. W moim domu robimy buloni jeszcze z nadzieniem mięsnym lub z porów, jednak naszym faworytem jest właśnie ziemniaczane.
To dość prachłonne danie, ale naprawdę warto.
Po wielu latach udało mi się zmierzyć dokładnie ilość używanych składników i dziś mogę pełen przepis udostępnić bez pisania przy żadnej ingrediencji "na oko".
Postaram się w przyszłości przybliżyć wam nieco więcej przepisów kuchni afgańskiej, ale to już wszystko w swoim czasie.

(a na zdjęciu... afgańskie danie w typowo afgańskiej misce ;))

BULONI KACZOLU /4 pierogi/

  • 300 g mąki pszennej
  • 150 g mąki pszennej pełnoziarnistej
  • 1 szklanka ciepłego mleka 
  • 25 g drożdży
  • 3 łyżki oliwy
  • duża szczypta soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 jajko do posmarowania
Nadzienie: (zawsze dużo nam zostaje, ale tak je lubimy, że po prostu wyjadamy łyżką)
  • 1 kg ziemniaków
  • 2 spore cebule
  • przyprawy: sól, pieprz, ostra papryka
Drożdże i cukier rozpuścić w mleku, odstawić zaczyn na 5-10 minut do wyrośnięcia.
Mąki wymieszać z solą, dolać zaczyn i oliwę. Wyrobić gładkie ciasto. Uformować kulę, nasmarować oliwą lub olejem słonecznikowym. Garnek z ciastem przykryć suchą ścierką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (ok. 1,5 godziny).

W międzyczasie przygotowujemy nadzienie.
Obrane ziemniaki ugotować i utłuc.
Cebulę bardzo drobno posiekać, podsmażyć na oliwie na złoty kolor i dodać do ziemniaków.
Doprawić do smaku solą, pieprzem i papryką, pamiętając o dokładnym mieszaniu. Nie żałujmy przypraw, to one nadają smak daniu.

Ciasto podzielić na 4 części, każdą rozwałkować na dość cienki okrąg. Nałożyć 2-3 łyżki nadzienia i zlepić brzegi okręgu jak pieroga. Posmarować po wierzchu roztrzepanym jajkiem, ewentualnie położyć na wierzchu nieduży kawałek masła.
Piec ok. 20 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni.
Najlepsze na ciepło, ale zimne również dobrze się sprawdzają.




środa, 15 sierpnia 2012

O roku bloga, wielkich zmianach i bananowych plackach rodem z Malezji.

Powoli wracam, mam nadzieję, że już na dłużej.
Co w międzyczasie w moim życiu?
Powoli kończę żyć wyjazdem do Włoch i przenoszę myśli z Wenecji do Krakowa.


Przygotowania do przeprowadzki oraz egzaminów na wymarzony wydział musicalowy. Śpiewam, tańczę, recytuję i mam nadzieję, że się uda.
Szykuję się na koncert Scorpions i wyjazd nad morze.
Mam nadzieję, że jakoś dam radę w nowym, obcym mieście zdana tylko na siebie i chłopaka.
I liczę, że pomimo studiów na dwóch kierunkach dam radę czasem coś ugotować czy upiec i podzielić się tym z wami.

A w międzyczasie nawet nie zauważyłam kiedy minął rok bloga. Nie był prowadzony tak regularnie jak chciałam - głównie matura i wyjazdy dały o sobie znać. Ale jednak - był, jest i najprawdopodobniej będzie.

Przez ten rok najpierw przytyłam 7 kg, a później zrzuciłam 9. 7264274672 razy zmieniłam swoje nawyki żywieniowe. Powróciłam choć trochę do zapomnianych ćwiczeń i mięśnie zaczynają pojawiać się na nowo. Straciłam wiarę w swoje możliwości artystyczne i ponownie ją odzyskałam. Skończyłam 12-letnią przygodę ze szkołę i jestem studentką.
Za jakieś 3 tygodnie przeprowadzam się do Poznania, tylko z chłopakiem, zaczynam nowe samodzielne życie w nieznanym mieście. Zostawiam mój ukochany Kraków, do którego będę wracać jak tylko to będzie możliwe, bo piękniejszego i bardziej klimatycznego miasta nie ma.\

Za to jak zwykle nic nie urosłam i dalej jestem 157-cmowym kurduplem, który nie zostanie koszykarką ani nawet siatkarką, bo kiedy skacze, to nie sięga nawet góry siatki, o blokach nie wspominając. W sumie to ledwo sięgam do połowy.

Tyle jeśli chodzi o rok zmian w moim życiu. Jeśli zaś chodzi o bloga to największą radością jest dla mnie kiedy nawet gdy nic na blogu nie piszę - liczba obserwatorów wciąż rośnie, pojawiają się nowe komentarze. W końcu to właśnie czytelnicy są dla blogera największą siłą. Dziękuję tym, którzy są ze mną i przez  ten rok dawali mi energię do dalszego prowadzenia bloga.



MALEZYJSKIE BANANOWE PANCAKES /1 duża porcja lub 2 małe/
źródło przepisu

  • 2 banany zmiksowane na papkę, lub rozgniecione widelcem
  • 60 g mąki pszennej
  • 40 g cukru (pominęłam, uważam, że banany słodzą wystarczająco)
  • 1 jajko
  • 1/4 szklanki mleka
  • szczypta soli
Jajko ubić z cukrem.Wymieszać mąkę z solą, dodać do jajka razem z mlekiem i zmiksowanymi bananami, dokładnie wymieszać (ja zmiksowałam). Na patelni rozgrzać odrobinę oleju. Nakładać ciasto łyżką. Przewracać placki, gdy będą od spodu rumiane.


piątek, 11 maja 2012

Ra.. Rarab... Brarra... Rabbaba... Rabararar...

...w taki właśnie sposób pani przede mną kupowała wczoraj RABARBAR ;) Ja również w końcu się na niego doczekałam i kiedy tylko złapię wolną chwilę i temperaturę niższą niż 30 stopni - piekarnik pracuje.

Dziś na pocieszenie po najbardziej popieprzonym rozszerzeniem z angielskiego w historii CKE, osławiona "Rabarberkaka" z przepisu Atiny.
Polecam tym, którzy - tak jak ja - w cieście z rabarbarem oczekują właśnie smaku tego warzywa, nie zaś szukania po całej blaszce tych kilku kawałków, które wyglądają jakby znalazły się przypadkiem.



RABARBERKAKA /tortownica 22 cm/
  • 400 g rabarbaru (u mnie nieco mniej, więc użyłam mniejszej blaszki by rabarbar był i tak dominujący)
  • 2 jajka
  • 100 g mąki pszennej
  • 1/4 szklanki cukru
  • 50 g masła pokrojonego w małe kawałki
Rabarbar umyć, pokroić na małe kawałki (ja swój obrałam, bo nie był pierwszej świeżości).
Jajka ubić z cukrem na puszystą masę, dodać przesianą mąkę, delikatnie wymieszać (ciasta będzie miało, ale tak ma być).
Ciasto przelać do wyłożonej papierem do pieczenia formy, na wierzchu ułożyć rabarbar, a na samej górze równomiernie rozłożyć kawałki masła. 
Piec 60 minut w 170 stopniach.
Podawać delikatnie posypane cukrem pudrem.






sobota, 21 kwietnia 2012

Na przedmaturalne zaburzenia psychiczne - muffiny marchewkowo-waniliowe.

Przed oczami wirują litery.
Po głowie kołaczą się na zmianę daty i phrasal verbs.
Słysząc "Rosja" od razu układam w głowie schemat wypracowania o stosunkach polsko-rosyjskich.
W wypowiedziach polityków doszukuję się synestezji i toposu puer-senex.
Płacąc za zakupy liczę deltę.

Znów skończyła się kawa.
W związku z tym ciśnienie podnosimy dziś cukrem.



MARCHEWKOWO-WANILIOWE MUFFINKI /6 sztuk/

  • 50 g mąki pszennej
  • 50 g mąki orkiszowej
  • 100 g startej na drobnych oczkach marchewki (1 jedna duża sztuka)
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 czubate łyżki cukru
  • 1-2 łyżki jogurtu naturalnego
  • 1 jajko
  • ziarenka z 1 laski wanilii
Mąkę, proszek i cukier wymieszać. Roztrzepać jajko z jogurtem i wanilią. Do suchych składników dodać mokre oraz startą marchewkę, wymieszać. Nałożyć do foremek.
Piec 25 minut w 180 stopniach

źródło: mismakuje

niedziela, 8 kwietnia 2012

I jak tu robić zdjęcia gdy stado głodnych ludzi za plecami?

Pierwszy raz przyjechała do mnie na święta rodzina.
Jestem przerażona.
Mam wrażenie, że mój dom opanowała szarańcza, nie nadążam z pieczeniem, że o robieniu zdjęć nie wspomnę. Bez echa przepadły więc już muffiny, ciastka i babka.
Ale... to dobrze na swój sposób. Lubię mieć dla kogo piec. I lubię być chwalona ;)
Moja funkcja rodzinnego cukiernika rozszerza się na coraz większe grono.

Wywalczyłam do zdjęcia ostatni kawałek sernika.
Najlepszego, najpyszniejszego i w ogóle naj. I z brzoskwiniami. Sprawdzony, pieczony co roku.
Na sernik z brzoskwiniami Doroty lecz w mojej wersji - zapraszam.



SERNIK Z BRZOSKWINIAMI /duża blacha/

Ciasto:

  • 250 g margaryny
  • 5 żółtek
  • 2,5 szklanki mąki pszennej
  • 1/2 szklanki mąki orkiszowej pełnoziarnistej
  • 3 kopiate łyżki cukru pudru
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
Masa:
  • 1 kg mielonego twarogu (jestem wierna Presidentowi)
  • 3/4 szklanki cukru
  • 2 łyżeczki cukru wanilinowego
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 100 g masła
  • 3 jajka
  • 1 duża puszka brzoskwiń (ok. 7 połówek)
Zagnieść ciasto, podzielić na 2 części, obie owinąć w folię spożywczą. Jedną włożyć do lodówki, drugą do zamrażarki (ok. 2 godziny).
Utrzeć jajka  z cukrem, dodać miękkie masło i mąkę, zmiksować. Dodawać porcjami twaróg, cały czas miksując.

Blachę wyłożyć papierem do pieczenia i wylepić dno ciastem z lodówki (można je najpierw rozwałkować). Wylać masę serową. Ułożyć na całej powierzchni pokrojone w kostkę brzoskwinie. Na wierzch zetrzeć i równomiernie rozprowadzić ciasto z zamrażarki.
Piec 60 minut w 180 stopniach (lub dłużej, jeśli ciasto nie będzie rumiane).



niedziela, 1 kwietnia 2012

A na niepogodę... racuchy z jabłkami

Zlało mnie. Zwiało mnie doprowadzając do tego stopnia, że stojąc na przystanku musiałam trzymać się słupa.
Wracając do domu wściekła, mokra, zmarznięta i z 2328983275 siatami zakupów myślałam tylko o jednym - racuchy. Drożdżowe, puchate, z jabłkiem i chrupiącymi brzegami. Takie jak jadłam w dzieciństwie na deser kiedy lało. Zadzwoniłam więc do babci i wstąpiłam na kolejny stopień wtajemniczenia.
Zapraszam na moje kolejne spotkanie z polską kuchnią.



RACUCHY Z JABŁKAMI /2-3 porcje/
  • 200 g mąki (dowolnej, ja użyłam białej, pszennej)
  • 2 duże białka
  • 4 łyżki cukru
  • 1 szklanka mleka
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 40 g świeżych drożdży
  • 2 małe jabłka
  • cukier puder do posypania
Z drożdży, ciepłego mleka, 1 łyżki mąki i 1 łyżki cukru przygotowujemy zaczyn (rozcieramy palcami, aż wszystko się rozpuści i utworzy jednolitą masę). Odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na ok. 15 minut.
Dodajemy resztę mąki i cynamon, mieszamy łyżką. Przykrywamy miskę suchą ścierką, odstawiamy do wyrośnięcia na pół godziny.
Jabłka obieramy, drylujemy i kroimy w niedużą kostkę. Dodajemy do ciasta razem z ubitym na sztywną pianę białkiem. Odstawiamy znów na 15 minut. Smażymy na odrobinie oleju, na niskim ogniu, aby dokładnie dosmażyły się w środku. Posypujemy cukrem pudrem.

poniedziałek, 12 marca 2012

Nieznana mi zmora z dzieciństwa - szpinak.

Często na blogach czytam, że część osób dopiero teraz przełamuje złe wspomnienia z dzieciństwa związane ze szpinakiem. No tak. Ja jak zwykle jestem inna.
Ze szpinakiem jest u mnie podobnie jak z owsianką czy brukselką - kiedy byłam mala po prostu mi ich nie dawano. Ani w domu, ani w przedszkolu. Nie miałam okazji się zrazić, odkryłam te smaki 2 może 3 lata temu.
I uwielbiam.

Naleśniki na słono to nie jest coś, co powala mnie na kolana. Z wyjątkiem tych właśnie - z serem i szpinakiem. Przygotowane w myśl ostatniego postanowienia "koniec tostów i gofrów na obiad, bo zmienisz się nie długo w jeden wielki węglowodan" mamy i białko i warzywa.

Ciekawe jak długo wytrwam.
Póki co w pojedynku: gotowanie vs. historia, zdecydowanie wygrywa to drugie.



NALEŚNIKI ZE SZPINAKIEM I TWAROGIEM /2 porcje/

Ciasto naleśnikowe:
  • 1 szklanka mąki
  • 1 jajko
  • 1/2 szklanki mleka
  • 1/2 szklanki wody
  • szczypta soli
  • masło/margaryna do smażenia
Wszystkie składniki oprócz masła zmiksować. W zależności od potrzeby można dodać trochę mąki lub mleka. Na patelni rozgrzewać przed każdym naleśnikiem odrobinę margaryny (ok. pół łyżeczki). Wylewać ciasto na patelnię, rozprowadzić, smażyć z obu stron. Kłaść jeden na drugim, aby zmiękły. Na naleśniki kłaść farsz, zwijać dowolnie (ja je zwijam jak krokiety). Podsmazyć chwilę na suchej patelni.

Farsz:
  • 1 opakowanie (450 g) mrożonego szpinaku
  • 1 kostka (200 g) chudego twarogu
  • 1 cebula
  • 3 ząbki czosnku
  • do smaku: sól , pieprz ziołowy, gałka muszkatołowa
Cebulę posiekać, czosnek przecisnąć przez praskę. Podsmażyć, aż cebula się zeszkli. Dodać rozmrożony szpinak, smażyć ok. 10 minut, aż większość wody odparuje. Lekko wystudzić. Dodać ser, dokładnie wymieszać, doprawić do smaku.


piątek, 2 marca 2012

Gryczane muffiny z pomidorami, oliwkami i fetą. I ziołami.

Apeluję o wydłużenie doby. Moja wiedza historyczna (tudzież jej brak) stanowczo się tego domaga.

W dalszym ciągu opróżniam szafki. Dziś wydobyłam mąkę gryczaną. Nawet nie wiedziałam, że ją kupiłam.



Muffinki na słono... lubię. Ale od czasu do czasu. Mimo wszystko preferuję je na słodko, choć tym również niczego nie brakuje. Doskonałe jako przekąska gdy brak czasu na zrobienie porządnej kanapki, lub jako drugie śniadanie do szkoły czy pracy. A lekko podgrzane w mikrofalówce świetne na ciepłą kolację.
Jak to muffiny - robione na oko, gęstość ciasta trzeba kontrolować na bieżąco. Ale to chyba nie jest rzecz niewykonalna ;)

GRYCZANE MUFFINY ZIOŁOWE Z POMIDORAMI, FETĄ I OLIWKAMI /15 muffinów/

  • 1/2 szklanki mąki pszennej
  • 1 i 1/2 szklanki mąki gryczanej (u mnie pełnoziarnista)
  • 110 g rozpuszczonego masła
  • 1 duże jajko
  • 1 i 1/3 szklanki mleka
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2/3 łyżeczki soli
  • szczypta cukru
  • 1 łyżka ziół prowansalskich
  • 3-4 garście oliwek pokrojonych w plasterki
  • 2/3 kostki sera typu feta, pokrojone w kostkę
  • 1 bardzo duży pomidor, lub 2 mniejsze, pokrojone w kostkę
Mąki wymieszać z proszkiem do pieczenia, ziołami, solą i cukrem. Do masła dodać jajko i mleko, wymieszać. Połączyć obie części. Jeśli ciasto jest zbyt gęste, dolać mleka, zbyt rzadkie - dosypać mąki.
Dodać oliwki, fetę i pomidora, wymieszać. Nałożyć do foremek.
Piec w 180 stopniach 35-40 minut.


środa, 29 lutego 2012

Powrót do polskich smaków. Moje pierwsze leniwe.

Zauważyłam ostatnio, że dla większości ludzi to czym się żywię wydaje się... hm... dość dziwne. Mało kto je na obiad tartę czy curry o muffinch na słono nie mówiąc. Sernik to ciężki, tradycyjny, polski, a nie amerykańskie kremowe "cheesecake'i". A pancakes przegrywają ze zwykłymi naleśnikami.

Nam, kulinarnym blogerkom, żadne jedzenie nie wydaje się już dziwne. Jednak wiele osób wciąż bazuje na tradycyjnej polskiej kuchni. Uświadomiłam sobie, że również ją uwielbiam. Może niekoniecznie sznycle i schabowe, ale wszelkiego rodzaju pierogi, kluski, kasze, gulasze. Naukę gotowania zaczęłam od jedzenia "nowoczesnego" jak to określiła moja koleżanka. Odrzuciłam polską kuchnię ze względu na dietę - to co tłuste, w panierce lub majonezie czy śmietanowym sosie nie interesowało mnie. Czas nauczyć się gotować po polsku - możecie w najbliższym czasie spodziewać się większej ilości tego typu przepisów. Podpatrzone u mamy lub babci. Lekko zapomniane smaki dzieciństwa, które - choć często ociekając tłuszczem - były przez wiele lat tymi ukochanymi.

Aby zmobilizować samą siebie dodaję kategorię "kuchnia polska".

Na pierwszy ogień leniwe.
Nieidealne w kształcie idealne w smaku. Podsmażone na maśle, posypane cukrem - tak jak lubię najbardziej.
Za pierwszym razem próbowałam kombinować i zrobić je z mąki razowej, ale wyszły gumowate, więc nie polecam. Drugie podejście to już ścisłe trzymanie się przepisu mojej babci.



LENIWE /1 duża lub 2 mniejsze porcje/

  • 200 g twarogu (użyłam chudego, bo taki miałam, lepszy będzie półtłusty)
  • 1/2 szklanki mąki
  • 1 duże jajko lub 2 mniejsze
  • sól
  • masło do smażenia
  • ulubione dodatki: rozpuszczone masło, śmietana, cukier, dżem, jogurt, cynamon...
Oddzielić białka od żółtek. Żółtka utrzeć z serem. Białka ubić ze szczyptą soli na sztywną pianę, delikatnie wmieszać do sera. Dodać mąkę, zagnieść ciasto. Jeśli ciasto będzie się bardzo kleić, dodać więcej mąki.
Ciasto wyłożyć na omączony blat, uformować rulon, lekko spłaszczyć. Kroić pod skosem kluski.
Gotować w lekko osolonej wodzie. Wyciągać łyżką cedzakową kiedy wypłyną na wierzch.
Podawać od razu lub podsmażone na maśle, z ulubionymi dodatkami.


poniedziałek, 20 lutego 2012

Ręce pachną cynamonem...

Nie wiem kto odkrył cynamon. Ale w imieniu ludzkości - dziękuję.
Przyprawa bez, której - czy to w ciastkach, kawie, owsiance - żyć nie umiem.
Chłonę ten jesienno-zimowy aromat i choć cynamon to moja miłość, czekam na wiosnę i jej zapach: truskawkowo-rabarbarowy.



CYNAMONÓWKI /ok. 25 ciasteczek/
  • 150 g mąki pszennej
  • 150 g mąki orkiszowej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2/3 szklanki brązowego cukru + 2 łyżki
  • 2 łyżeczki cynamonu + 1/2 łyżeczki
  • 1 jajko
  • 120 g masła
  • spora szczypta cukru waniliowego lub aromat waniliowy
Masło ubić z 2/3 szklanki cukru. Dodać jajko, zmiksować. Wymieszać mąki, 2 łyżeczki cynamonu, proszek do pieczenia i cukier waniliowy, dodać do masy, zagnieść ciasto. Zawinąć w folię, schłodzić 30 min.
Wymieszać 2 łyżki cukru i 1/2 lyżeczki cynamonu.
Z ciasta formować kulki, lekko je spłaszczać, posypywać cynamonowym cukrem (sporo mi zostało, ale wykorzystałam rano do kawy :))
Piec w 200 stopniach 20-25 minut.


niedziela, 12 lutego 2012

Siedząc na walizkach.

Patrzę na wciąż jeszcze niedomkniętą torbę i zastanawiam się o czym zapomniałam, co będę musiała spakować jutro rano. O tym czy zdążę na autobus o 5.30. O tych jedynych 4 dniach nadchodzących ferii, które nie będą wypełnione nauką.
O tym czy pokonam swój strach i zjadę po raz pierwszy od 2 lat na nartach.
O tym czy aby na pewno wszystko co mieliśmy zabrać podzieliliśmy na dwa.
I jem muffiny.

Kilka zjedzonych przeze mnie na kolację, kilka dla brata, kilka dla mamy na czas mojej nieobecności, kilka spakowane dla naszej dwójki na drogę.
Powstałe w wyniku zużywania tego, co podczas mojego wyjazdu na pewno nie zostanie wykorzystane, conajwyżej wyląduje w koszu.
W nieco dekadenckim nastroju, znad kubka malinowej herbaty - zapraszam.



MUFFINY BANANOWO-CYNAMONOWE /ok. 15 - 20 sztuk/
  • 4 rozgniecone widelcem banany
  • 2 jajka
  • 120 g roztopionego masła
  • 150 g mąki pszennej
  • 100 g mąki pszennej razowej
  • 3 łyżeczki cynamonu
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2/3 łyżeczki sody
  • 30 g białego cukru
  • 50 g brązowego cukru
Wymieszać  banany, masło i jajka i w osobnej misce suche składniki. Połączyć, wymieszać łyżką.
Przełożyć formy na muffiny lub papilotek (polecam użyć dwóch naraz - muffiny zachowają ładny kształt).
Piec 20-25 minut  w 190 stopniach.