Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dania wegetariańskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dania wegetariańskie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 września 2014

3 - łyżkowe placki dla zapominalskich.

Kiedy wstaję rano i mam ochotę na placki zawsze pojawia się jeden standardowy problem - proporcje. Potrafię zapamiętać pierdylion przepisów prawnych, przerastają mnie jednak proporcje na zwykłe naleśniki. Zwykle zanim dokopię się do jakiegoś, który uznam za adekwatny, ochota już przechodzi i kończy się na toście lub misce płatków. A następnie myśl o plackach prześladuje mnie przez resztę dnia i nie mogę odżałować, że tak po prostu z nich zrezygnowałam.

Tak narodziła się koncepcja - czy da się stworzyć przepis tak prosty, żebym dała sobie z nim radę? Bez gramów, mililitrów i tysiąca różnych liczb?
Metodą prób i błędów uzyskałam w końcu odpowiednie proporcje. I nawet jako największy sklerotyk swojego pokolenia, bez problemu je pamiętam. 
Z dedykacją dla wszystkich zapominalskich.




3-ŁYŻKOWE PLACKI ŚNIADANIOWE Z OWOCAMI LUB BEZ /1 porcja/

  • 3 łyżki mąki
  • 3 łyżki jogurtu naturalnego ( gęsta maślanka czy kefir również dadzą radę)
  • 1 jajko
  •  ok. 3 łyżek ulubionych owoców drobno pokrojonych
  • cukier do smaku (u mnie ok. 1 łyżki brązowego, jeśli dodajemy owoce, można w ogóle pominąć cukier)
  • 1 łyżeczka oliwy
  • ew. przyprawy takie jak cynamon, kardamon, wanilia, przyprawa korzenna, itp.
Wszystko oprócz owoców i oliwy dokładnie zmiksować lub wymieszać trzepaczką. Łyżką wmieszać owoce. Na średnio rozgrzanej patelni smażyć nieduże placki, przewracając kiedy brzegi zaczną się ścinać, a na powierzchni placka pojawią się pęcherzyki.
Podawać same lub z ulubionymi dodatkami.

wtorek, 19 listopada 2013

Przepis dla kretynów. Sałatka z kiszonych ogórków.

"Przepis dla kretynów. Nawet ja ogarnę.". Tak wlaśnie stwierdziła moja koleżanka, kiedy zapytała jak tę oto sałatkę zrobiłam. Bo faktycznie filozofii tu nie ma żadnej. A sałatka pasuje prawie do każdego dania.
Nawet mój królik próbował wyjadać mi z miski i za nic nie mogłam mu wytłumaczyć, że takie uszaki jak on nie jedzą kiszoek. O majonezie nie wspominając.
Także jeśli nie jesteście królikami - zachęcam do spróbowania :)




SAŁATKA Z KISZONYCH OGÓRKÓW /3-4 porcje/
  • ok. 7 kiszonych ogórków średniej wielkości
  • 1 duża cebula 
  • majonez
  • pieprz
Cebulę siekamy, ogórki kroimy w kostkę. Całość mieszamy z majonezem i doprawiamy do smaku pieprzem.

niedziela, 3 listopada 2013

Jak wyczyścić lodówkę i jeszcze się najeść.

Typowo koniec miesiąca.
Typowo pustka w portfelu, lodówce i w ogóle wszędzie.
Jeść coś trzeba, a cierpliwość znajomych do "ej, zrobisz mi kanapkę?" zaczyna się kończyć.
Kombinujemy.



MAKARON W SOSIE SEROWO-POMIDOROWYM /2 porcje/

  • 1 puszka krojonych pomidorów (choć myślę, że lepszy byłby zwykły przecier)
  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • pół kostki topionego serka (u mnie emmentaler)
  • przyprawy: sól, pieprz, zioła prowansalskie
  • makaron - u mnie łazanki, bo tylko to sie ostało.
Cebulę posiekać i zeszklić na oliwie. Dodać wycisniety czosnek, smażyć chwilkę. Dodać pomidory, smażyć ok. 5 minut. Dodać serek topiony i mieszać, aż się rozpuści, a sos zagęści. Przyprawić do smaku. Podawać z makaronem.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Świeżo upieczona studentka prawa serwuje obiad. Po studencku.

Szczerze mówiąc zawsze zastanawiałam się nad sensem stwierdzenia "świeżo upieczony". Przywykłam do niego i sama zaczęłam używać, jednak zawsze kiedy gdzieś się pojawia mam w głowie obraz człowieka upieczonego z drożdżowego ciasta.
Jak już zostanę prezydentem, zabronię używania go.

Ale wracając.
Łatwo nie było, ale się udało. Od października zaczynam prawo i mam cichą, malutką nadzieję, że wylecę trochę później niż po pierwszym semestrze.
A że stanie w kolejce w dziekanacie zajęło mi pół dnia, obiad trzeba było zrobić na szybko (biorąc jeszcze pod uwagę nieobeznanie z kuchnią w nowym mieszkaniu i praktycznie puste szafki).



RYŻ Z SOSEM CEBULOWYM I CURRY /1 duża porcja/
inspiracja

  • 1 torebka ryżu (u mnie ulubiony parboiled)
  • 1 duża cebula
  • 2 łyżki śmietany 18%
  • sól, pieprz, curry
Ryż gotujemy według przepisu na opakowaniu.
Cebulę siekamy i smażymy na łyżce oliwy. Podlewamy wodą (ok. 1/4 kubka) i chwilę dusimy, aż cebula zmięknie. Dodajemy śmietanę (najlepiej zdjąć na chwilę patelnię z palnika - mniejsza szansa, że się zetnie) i doprawiamy do smaku. Dodajemy ugotowany ryż i smażymy jeszcze 2-3 minuty.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Dajcie mi zielone. Szpinak z sezamem.

Kiedy zaczyna się wiosna, mój organizm dostaje kręćka. I bynajmniej nie mówię tu  o wszelkiego rodzaju alergiach.
Zaczyna natomiast histerycznie domagać się zielonych warzyw. Nie, nie warzyw po prostu. ZIELONYCH. Wchodząc do sklepu zupełnie podświadomie sięgam po szczypiorek, brokuła, świeży szpinak i gruntowe ogórki. A na następny dzień wracam aby ponownie uzupełnić zapasy.
W tym roku postanowiłam, że czas postawić na coś ambitniejszego. Bo ile razy można wracać do domu i jeść brokuła zagryzając szczypiorkiem?
Szukałam przepisu na szpinak. Nie naleśniki ze szpinakiem, ciasto francuskie ze szpinakiem, makaron ze szpinakiem. Taki szpinak po prostu, na ciepło, na kolację.
Znalazłam.



SZPINAK Z SEZAMEM /1 porcja/
inspiracja

  • 250 g świeżego szpianku
  • 3 -4 łyżki sezamu
  • czosnek granulowany
  • sól, pieprz
Szpinak posiekać i podsmażyć na maśle do zwiędnięcia. Na osobnej patelni podprażyć sezam, dodać szpinaku, doprawić do smaku solą, pieprzem i czosnkiem. Smażyć jeszcze chwilę, aby smaki się przegryzły.

niedziela, 24 lutego 2013

Posesyjne, doskonałe śniadanie do łóżka.

Koniec sesji. Przynajmniej pierwszoterminowej, bo wyniki jednego z egzaminów wciąż pozostają zagadką. Co więcej stwierdzam, że jeśli zdam, to zdecydowanie powinnam spróbować swoich sił w totolotku czy innych tego typu grach.

Sesja odeszła i... no właśnie. I co?
Nie potrafię wrócić do normalnego trybu życia. Wciąż wyliczam sobie co do minuty czas na obejrzeniu jednego odcinka serialu czy przeczytanie kilku stron książki, bo przecież muszę się uczyć (czego i tak nie robiłam, większość czasu analizowałam plamy na swojej ścianie).
Każdą propozycję wyjścia na piwo czy do kina rozważam pod kątem nauki, której - póki co - nie mam.
Ostatni raz taką dziwną pustkę odczuwałam po maturze, nawet 2 tygodnie po zakończeniu budzilam się z przerażeniem, że nie pamiętam daty pokoju w Sztumskiej Wsi. Zamiast zwykłej książki podświadomie sięgałam po historię.

Boże jedyny, co jest ze mną nie tak.

Ponieważ jednak w moim życiu pojawiło się sporo wolnego czasu (wręcz horrendalnie dużo), aktualnie przeznaczam go na sprawianie sobie przyjemności.
Tak więc dziś na śniadanie, prosto do mojego łóżka - a dokładniej na materac, bo łóżka jeszcze się nie dorobiłam - wjechały pancakesy. Najzwyklejsze, bo choć przepisów na placki u mnie co nie miara, to uświadomiłam sobie, że wersją klasyczną się jeszcze nie dzieliłam.

Jak to u mnie - bez dodatków, bo pancakes same w sobie to doskonałość.



PANCAKES /1 bardzo duża porcja, lub dwie średnie/

  • 1 szklanka mąki (u mnie 1/2 pszennej i 1/2 pszennej pełnoziarnistej)
  • 2/3 szklanki mleka
  • 1 jajko
  • 2 łyżki stopionego masła*
  • 2 łyżki cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
*masło zwykle topię na patelni, na której będę smażyć placki. Oszczędzam prąd i ręce, które nie lubią zmywać naczyń.

Wymieszać osobno suche i mokre składniki. Dodać suche do mokrych, zmiksować. Smażyć na suchej patelni na małym ogniu. Przewracać na druga stronę, kiedy będą od spodu rumiane, a na wierzchu placków pojawią się pęcherzyki.

niedziela, 17 lutego 2013

Klasyka szkolnej stołówki.

Jeśli ktoś zapyta mnie o to co najbardziej kojarzy mi się z podstawówkową stołówką, nie odpowiem "pomidorowa". Nie będą to też łazanki. O kotletach nie wspominając. Nic z tych rzeczy, które wymieniłby każdy z was.
Moja szkoła - choć w centrum - skupiała głównie dzieci z dość ubogich rodzin. (Swoją drogą - kto by pomyślał, że zaraz pod Wawelem, w samym środku miasta, gdzie mieszkania aktualnie są najdroższe, większości rodzin nie stać na wyżywienie dzieci).
To głównie ze względu na taką a nie inna sytuację większości korzystających ze stołówki, obiady były praktycznie za darmo. 3 zł za zupę i drugie danie. Jednak taka kwota byłą również niezłym wyzwaniem dla kucharek - bo co można za takie pieniądze przygotować?
A jednak zawsze się im udawało.
I to dzięki tym skrajnym oszczędnościom w piątki nie jedliśmy ryby, jak w każdej innej szkole.
Jedliśmy to co od samego początku stało się moją absolutną miłością.
Jajko w sosie koperkowym. Z mnóstwem sosu. Z tłuczonymi ziemniakami. I jak to w stołówce - zawsze niedogrzane, lub wręcz zupełnie zimne.
Smak dzieciństwa z wielkim hukiem powraca - w ramach studenckiego oszczędzania - na mój stół.

To tak naprawdę nie tyle przepis co pomysł - jedyną rzeczą wymagającą przepisu jest bowiem sos koperkowy. Ale ta czy inaczej - zachęcam do spróbowania, odświeżenia starych smaków, lub poznanai nowego.



JAJKO W SOSIE KOPERKOWYM /1 porcja/

  • 2 jajka
  • 1/2 szklanki bulionu (ew.. wody, ale zdecydowanie lepszy jest bulion)
  • 2 spore łyżki śmietany
  • 1 łyżka mąki
  • pęczek koperku
  • 2-3 ziemniaki
  • sól, pieprz
Jajka ugotować na twardo, ostudzić, obrać, przekroić na połówki.
Ziemniaki obrać, ugotować w osolonej wodzie, utłuc.
Przygotować sos - do gorącego bulionu dodać śmietanę i mąkę, wymieszaćszybko i dokładnie trzepaczką. Dodać koperek, wymieszać, gotować do zgęstnienia sosu. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Na talerz wyłożyć jajka i ziemniaki, polać gotowym sosem.

niedziela, 10 lutego 2013

Placki na pocieszenie w sklerozie.

Jak zwykle przegapiłam światowy dzień pizzy. Tak samo jak tłusty czwartek, choć z niego akurat pożytku miałabym nie wiele, bo pączki i faworki to dla mnie zło wcielone.Tak samo jak co roku zapominam o dniu czekolady, o dniu chleba, o dniu czegokolwiek.

Czasem zastanawiam się co ja w zasadzie robię na stricte pamięciowym wydziale prawa.
Gdyby nie kalendarz i telefon to zapewne nie pamiętałabym nawet gdzie mieszkam i jak się nazywam.
Swoją drogą... po to właśnie powstał ten blog. Żeby nie zapominać tego co udało mi się przygotować. Zapisywanie na kartkach nie miało sensu, bo nie wiedziałam gdzie je włożyłam. 
A rodzina ma pamięć jeszcze "lepszą" niż ja.

Tak więc - póki jeszcze pamiętam - zapraszam na placki z twarogu.
Czy pomagają w sklerozie? Któż wie. Dam znać na dniach. Na pewno jednak pomagają w poprawie samopoczucia.



PLACKI Z TWAROGU /1 sycąca porcja/

  • 250 g twarogu (u mnie chudy)
  • 3 łyzki mąki
  • 3 łyżki cukru
  • 3 łyżki płatków migdałów (pominęłam)
  • 1 jajko
  • olej do smażenia
Twaróg rozgnieść widelcem, dodać resztę składników, wymieszać (ja po prostu zagniotłam ciasto rękoma). Formować z ciasta nieduże placuszki (jeśli się zbyt klei, nalezy zwilżyć dłonie) i kłaść na rozgrzany olej. Smażyć na srednim ogniu, na rumiano z obu stron.

piątek, 1 lutego 2013

Mam banany, czasu nie mam. Dwuskładnikowe placki.

Początkowo na blogu pojawiało się mnóstwo przepisów słodkich - placki, scones, owsianki. Smaki się w ciągu tego 1,5 roku nieco pozmieniały i aktualnie zdecydowanie bardziej ciągnie mnie do słonego jedzenia. Chętniej sięgnę po chipsy niż czekoladę, słodkie muffiny zdecydowanie przegrywają z wytrawnymi. Osobiście nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam śniadanie na słodko.

Sprawy zmieniły obrót dziś.
Kiedy mojej uwagi zaczęły domagać się banany.

Tak właśnie otóż było.
Dwa banany, które do zjedzenia "ot tak" się już definitywnie nie nadawały, zostały przeze mnie zupełnym przypadkiem odkryte na tyle szuflady z warzywami.
I co ja niby mam z nimi zrobić? Skoro na zrobienie obiadu mam jakieś 20 minut? Zbyt mało na pancakes, racuchynaleśniki czy nawet na to.
Z pomocą jak zwykle przychodzi internet. Co tym razem dla mnie znalazł?

A no właśnie to.
2 minuty przygotowania masy.
5 minut smażenia.
Pozostaje 13 minut na delektowanie się smakiem i satysfakcją, że coś tak fantastycznego udało się sklecić w zaledwie kilka minut.



DWUSKŁADNIKOWE PLACKI BANANOWE /1 spora porcja/
źródło - dziękuję bardzo, ten przepis zmienił moje życie ;)
  • 2 banany (dojrzałe, myślę, że jeśli takie nie będą, w plackach mogą być zbyt mocno wyczuwalne jajka)
  • 2 jajka
Jajka ubić. Banany zblendować, zmiksować z jajkami.
Na patelni rozgrzać olej i smażyć placki na średnim ogniu, na rumiano z obu stron.
Należy przewracać je ostrożnie - są bardzo delikatne.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Błyskawiczne danie, którego nie da się zepsuć, oraz pochwała makaronu.


A przynajmniej tak mi się wydaje.
Rozumiem, że sernik może opaść, w babce może zrobić się zakalec, a mięso wyjść za suche.
Ale nie jestem w stanie sobie wyobrazić w jaki niby sposób można zepsuć sos pieczarkowy lub makaron? Może to być jedynie kwestią niedbalstwa i zostawienia jednego lub drugiego nieopatrznie na gazie, ale z całą pewnością, nawet największa kulinarna niedojda, jest w stanie to przygotować.

W momencie wyjazdu na studia, odkryłam na nowo makaron, który przez ostatnie kilka lat odstawiłam nieco na bok (no chyba, że spaghetti bolognese. Bo kto tego nie lubi?). Intensywny tryb życia, a więc brak czasu i spore zapotrzebowanie na węglowodany sprawiły, że na stałe wszedł do mojej diety.
A tak poza tym wszystkim... to mi po prostu, cholera, smakuje. Lubię i już.

Jakiekolwiek makarony są dla mnie typem dania, ktorego nie tylko nie da się popsuć, ale również na ich przygotowanie nie zejdzie nikomu dłużej niż 30 minut, choćby nie wiem z czego się składały.
Dlatego właśnie w ostatnim dość gorącym okresie, to kiedy zdecyduję się coś ugotować - jest to prawie zawsze makaron.
Zgadzam się również z Włochami, którzy każdy makaron uważają za inne danie. Jedząc makaron nawet przez 5 dni z rzędu, ale codziennie z innym sosem - nie czuję przesytu.
Podejrzewam, że dw atygodnie takiego żywienia doprowadziłyby mnie do ciężkiej nerwicy, ale w każdej kwestii, co za dużo to niezdrowo.

A, zapomnialam o jeszcze jednej kwestii.
MAKARON JEST TANI.
A studenci lubią tanie rzeczy. Bardzo lubią.



MAKARON Z SOSEM PIECZARKOWYM /2 porcje/

  • 180-200 g suchego makaronu (najlepiej świderki lub penne)
  • 500 g pieczarek
  • 1 mała cebula
  • 2 łyzki kwaśnej śmietany 18% (ew. jogurt, ale polecam raczej śmietanę)
  • 1 łyżka mąki
  • sól, pieprz
  • ew. uniwersalna przyprawa typu Ziarenka Smaku, Vegeta, itp.
Makaron ugotować według instrukcji na opakowaniu, odstawić.
Cebulę obrać, posiekać w kostkę, zeszklić na oliwie w głębokiej patelni.
Pieczarki dokładnie umyć, pokroić w półplasterki, dodać do cebuli i smażyć, aż zbrązowieją i zaczną puszczać wodę. Dolać do patelni ok. 2/3 szklanki wody i dusić ok. 2-3 minut. Odlać kilka łyżek wody spod pieczarek do miseczki, dodać śmietanę i mąkę i bardzo dokładnie wymieszać trzepaczką. Dodać znów do pieczarek, cały czas mieszając. Zagotować. Doprawić do smaku.
Polać makaron.
Zjeść.





piątek, 11 stycznia 2013

Boże, jakie to niefotogeniczne.

No brzydkie i nieapetyczne. I nie ma co zaprzeczać, tak właśnie jest.
Zawodowy fotograf może i zrobiłby z takiego zdjęcia dzieło sztuki, ale to co jest na talerzu, dalej pozostałoby tak samo nieciekawe.

No ale cóż poradzić. Czasem aby poczuć niebo  w gębie trzeba przemóc pierwsze niezbyt pozytywne wrażenie. A naprawdę WARTO.

Warto również docenić, że w okresie przedsesyjnym stanęłam przy kuchence i zrobiłam cokolwiek - choć trwało to tylko tyle co ugotowanie makaronu. Ogólnie nie gotuję, żywię się głównie McDonaldem (zniżki! widzieliście zniżki? czad.) i gotowymi daniami. Po dłuższym namyśle stwierdziłam jednak, że jeszcze jedna zupka chińska wysadzi mi wątrobę i czas, żeby zjeść normalnego, ale nie tracić na to zbyt wiele czasu.

Efekt czyszczenia lodówki niespodziewanie okazał się nie tyle zjadliwy, co wręcz ląduje w kategorii "do powtórzenia". (oczywiście kiedy pokonałam już pierwszy wstręt do jego wyglądu i myśl "ja p*lę, co ja niby ugotowałam").



MAKARON Z ZIOŁOWYM SOSEM Z GORGONZOLI /1 porcja/

  • 80 g makaronu (u mnie świderki)
  • ok. 1/2 kartonika (125 ml) śmietanki 18%
  • ok. 50 g sera gorgonzola
  • pieprz 
  • 1/2 łyżeczki ziół prowansalkich
Makaron ugotować według instrukcji na opakowaniu.
Śmietankę wlać do garnka, lekko podgrzać i wrzucić pokrojony na kawałki ser, mieszać aż do rozpuszczenia. (Smak trzeba samodzielnie regulować, dodając śmietanki lub sera - jedni wolą intensywniejszy smak gorgonzoli, inni preferować będą słabiej wyczuwalny).
Doprawić pieprzem i ziołami.
Polać ugotowany makaron.

środa, 24 października 2012

Wiecie czego na studiach uczą się studenci...?

Uczą się jeść resztki.
W przenośni i dosłownie.

Osobiście zawsze miałam problem z wyrzucaniem jedzenia. Jak tylko mogłam przerabiałam wszystko co wyglądało na psujące. Zapomnianego w tyle lodówki spleśniałego pomidora, wyrzucałam z wyrzutami sumienia, które dręczyły mnie przez następne dwa dni.
W zasadzie - dalej robię to samo. Jednak z ciut innych przyczyn.

Każdy grosz przelicza się na plasterek szynki i kiedy pod koniec miesiąca w kieszeni pustki, to ze złością wspomina się każde wyrzucone pół marchewki.
A poza tym... mniej więcej w tym samym okresie lodówka i szafki zaczynają świecić pustkami. Trzeba kombinować z tego co jest. Bo na nic innego forsy nie ma.

Jednak nie narzekam, to w sumie całkiem ciekawe doświadczenie, kiedy trzeba wymyślić coś do jedzenia jedynie z tych kilku składników, w których posiadaniu jesteśmy.

Po dłuższej analizie znajdujemy: torebkę ryżu, koncentrat pomidorowy, karton jajek, pół słoika majonezu, ogórka, trzy marchewki, dwa ziemniaki i trzy bułki.
I od czego tu zacząć? Co zostawić na cięższe czasy? Co z tym zrobić?
Najzwyklejszą w świecie pastę jajeczną.



PASTA JAJECZNA

  • 5 jajek
  • 2 łyżki majonezu
  • sól pieprz
  • szczypiorek, jeśli akurat jest (u nas dziś wersja uboga)
Jajka ugotować na twardo i bardzo drobno pokroić. Dodać majonez, sól i pieprz do smaku, dokładnie wymieszać. Podawać na pieczywie.


piątek, 24 sierpnia 2012

"Rany boskie, co jest na tej patelni?!"

... czyli o niedocenionym ze względu na nikłe walory wizualne kaszotto.
Lato to raczej nie czas na suszone grzyby, skoro lasy, a jeśli ktoś nie ma dostępu - stragany, obfitują w świeże. Jednak jeden słoiczek, który został nam jeszcze od wigilii, patrzył na mnie błagalnie jakby mówił "kończy mi się data ważności, zużyj mnie".
Nie miałam wątpliwości co z nimi zrobię. Od dawna upatrzony przepis w końcu doczekał się realizacji.
Wszystkim fanom grzybów - zdecydowanie polecam. Smak jest bardzo intensywny, ale nie dominujący.

Przekonali się nawet ci na początku przerażeni. Jak to jest, że najmniej ciekawie wyglądające potrawy, są zwykle najsmaczniejsze?

Z góry przepraszam również za jakość zdjęć. Zostałam na 2 tygodnie pozbawiona mojego - i tak nienajlepszego - aparatu i walczę komórką. Efekty są mierne, ale... czy w blogu kulinarnym nie chodzi przypadkiem o przepisy i smak, a nie fotografię?


KASZOTTO Z PODGRZYBKAMI /1 duża porcja, lub 2 mniejsze/
  • 100 g kaszy jęczmiennej (użyłam wiejskiej)
  • 2-3 garście suszonych grzybów (u mnie podgrzybki)
  • 500 ml bulionu warzywnego
  • 1 duża cebula
  • sól, pieprz
  • 1-2  łyżki oliwy
Grzyby namoczyć w niewielkiej ilości wody przez 2 godziny. Odcisnąć, pokroić na małe kawałki. wodę z moczenia zachować.
Cebulę pokroić w drobną kostkę i podsmażyć na rumiano na oliwie. Dodać kaszę i dokładnie wymieszać, aż każde ziarno pokryje się tłuszczem. Dodać wodę z grzybów, 1/4 bulionu, grzyby, wymieszać. Trzymać na niedużym ogniu pod przykryciem, często mieszając i stopniowo dodając resztę bulionu.
Kiedy kasza wchłonie cały płyn, doprawić do smaku pieprzem i solą.


piątek, 17 sierpnia 2012

Powiew rodzimej kuchni afgańskiej - Buloni Kaczolu.

Najpierw kilka spraw organizacyjnych.
Po roku wreszcie zebrałam się w sobie i zdecydowałam.
Zapraszam wszystkich na moją stronę na facebooku (funbox po prawej stronie)
Solennie obiecuję, że postaram się uzupełniać regularnie. Z akcentem na "postaram" ;)
Na blogu znajdziecie równiez kategorię "lżejsze dania i wypieki", stworzoną specjalnie dla osób dbających o linię lub będących na diecie (a to, że to jakieś 75% bloga to inna sprawa... ;])

A teraz już do rzeczy, czyli do gastronomii.
Mój  tata jest Afgańczykiem i w moim domu odkąd pamiętam jadło się... dość nietypowo.
Buloni Kaczolu to jedna z tych pokazowych potraw, które zawsze przyrządzamy kiedy przychodzą goście zawsze domagający się - nie wiedzieć czemu - koniecznie czegoś z kuchni afgańskiej.
Jest to pieczony pieróg z ciasta drożdżowego, wypełniony nadzieniem z ziemniaków i cebuli.
"Kaczolu" to w języku farsi ziemniaki. Buloni zaś to nazwa rodzaju dania. W zależności od nadzienia drugi człon nazwy jest inny. W moim domu robimy buloni jeszcze z nadzieniem mięsnym lub z porów, jednak naszym faworytem jest właśnie ziemniaczane.
To dość prachłonne danie, ale naprawdę warto.
Po wielu latach udało mi się zmierzyć dokładnie ilość używanych składników i dziś mogę pełen przepis udostępnić bez pisania przy żadnej ingrediencji "na oko".
Postaram się w przyszłości przybliżyć wam nieco więcej przepisów kuchni afgańskiej, ale to już wszystko w swoim czasie.

(a na zdjęciu... afgańskie danie w typowo afgańskiej misce ;))

BULONI KACZOLU /4 pierogi/

  • 300 g mąki pszennej
  • 150 g mąki pszennej pełnoziarnistej
  • 1 szklanka ciepłego mleka 
  • 25 g drożdży
  • 3 łyżki oliwy
  • duża szczypta soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 jajko do posmarowania
Nadzienie: (zawsze dużo nam zostaje, ale tak je lubimy, że po prostu wyjadamy łyżką)
  • 1 kg ziemniaków
  • 2 spore cebule
  • przyprawy: sól, pieprz, ostra papryka
Drożdże i cukier rozpuścić w mleku, odstawić zaczyn na 5-10 minut do wyrośnięcia.
Mąki wymieszać z solą, dolać zaczyn i oliwę. Wyrobić gładkie ciasto. Uformować kulę, nasmarować oliwą lub olejem słonecznikowym. Garnek z ciastem przykryć suchą ścierką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (ok. 1,5 godziny).

W międzyczasie przygotowujemy nadzienie.
Obrane ziemniaki ugotować i utłuc.
Cebulę bardzo drobno posiekać, podsmażyć na oliwie na złoty kolor i dodać do ziemniaków.
Doprawić do smaku solą, pieprzem i papryką, pamiętając o dokładnym mieszaniu. Nie żałujmy przypraw, to one nadają smak daniu.

Ciasto podzielić na 4 części, każdą rozwałkować na dość cienki okrąg. Nałożyć 2-3 łyżki nadzienia i zlepić brzegi okręgu jak pieroga. Posmarować po wierzchu roztrzepanym jajkiem, ewentualnie położyć na wierzchu nieduży kawałek masła.
Piec ok. 20 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni.
Najlepsze na ciepło, ale zimne również dobrze się sprawdzają.




sobota, 23 czerwca 2012

"Coś ty wsadziła do tego omletu?!" i o chwili zwątpienia.

Rzadko piszę.
Powiem więcej - rzadko gotuję.
Pracuję. Odsypiam maturę. Wysokie temperatury nie sprzyjają staniu przy kuchence.

A jeśli nawet coś ugotuję to... Najzwyczajniej w świecie nie chce mi się ładnie układać tego na talerzu i jeść zimnego po 348723 próbach zrobienia zdjęcia. Czasem użyję sosu z torebki, więc przepis niezbyt nadaje się do publikacji. Albo po prostu robię to co, co już na blogu było.

Chyba każdy bloger ma takie chwile zwątpienia. Kiedy nie ma ochoty czegoś zrobić, ale ma poczucie, że ktoś inny czeka. Konflikt tragiczy tak zwany.
Ogólnie... potrzebuję chwilę przerwy. Oddechu.
Publikowania dlatego, że chcę, a nie dlatego, że mam poczucie zaniedbania bloga.
Jeść gotowe dania jeśli mam na to ochotę bez myśli "no i nie mam co dodać".
Poczekać aż wena i chęć do gotowania wrócą same, bez wywoływania ich na siłę.

Nie mówię, że rezygnuję z pisania z bloga, bo to raczej nie nastąpi.
Potrzebuję jedynie chwili przerwy, bo wszystkiego można mieć raz na jakiś czas po prostu dość.
Co za dużo to niezdrowo jak niektórzy mawiają.



FRITTATA ZE SZPINAKIEM /1 porcja, patelnia 20 cm/

  • 100 g świeżego szpinaku
  • 2 jajka
  • 2 łyżki tartego żółtego sera (użyłam dość kontrowersyjnego sera "Piórko" - uważam, że się sprawdził)
  • sól, pieprz, czosnek granulowany
Szpinak umyć, dokładnie odcisnąć i posiekać. Podsmażyć na odrobinie masła.
W misce roztrzepać jajka, dodać ser, szpinak, pieprz, sól i czosnek, wymieszać.
Masę wylać na patelnię, smażyć pod przykryciem na średnim ogniu, aż góra będzie ścięta.
Przewrócić na drugą stronę (można pomóc sobie zsuwając frittatę na pokrywkę) i smażyć już bez przykrycia do ścięcia spodu.

Cierpliwie odpowiadać na pełne przerażenia pytania, że to tylko jajka, ser i szpinak i można to jeść.

sobota, 9 czerwca 2012

Gdy w lodówce pustki...

.. to czas opróżnić szafki.
Szybko, prosto, smacznie.
Ze składników, które (przynajmniej u mnie) zawsze są w szafce.
Idealny, sycący obiad, dający energię przed pracą, która doprowadza mnie do szału, bo ludzie mnie ignorują lub profilaktycznie uciekają.

Enjoy.



MAKARON PO MEKSYKAŃSKU /1 porcja/

  • ok. 70 g makaronu (2 garście), u mnie świderki 100% semolina
  • 1/2 puszki krojonych pomidorów
  • 3 łyżki czerwonej fasoli z puszki
  • 3 łyżki kukurydzy
  • sól, pieprz, chili, czosnek granulowany
Makaron ugotować, odcedzić.
W małym garnku umieścić pomidory, fasolę i kukurydzę, zagotować. Doprawić do smaku, gotować jeszcze kilka minut. Wymieszać z makaronem, można posypać startym żółtym serem.


środa, 30 maja 2012

Smak tkwi w prostocie - makaron w sosie szpinakowo-śmietanowym.

Pomaturalnie, powyjazdowo, poimprezowo.
Żegnam kolejny kilogram i znienawidzony kolor włosów.
Po roku skupienia na nauce, zaczynam na nowo czytać - wracam do nałogu.
Zaczynam pracę, zaczynam prawo jazdy.
Zaczynam nowy etap w życiu.
Robię głupie, pozornie bezsensowne i nieodpowiedzialne rzeczy.

Jak nie teraz to kiedy?
Jak nie ja to kto?


MAKARON W SOSIE SZPINAKOWO-ŚMIETANOWYM /1 duża porcja/
  • 70 g makaronu (ok. 2 garście), u mnie świderki 100% semolina
  • 150-200 g szpinaku, świeżego lub mrożonego
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 łyżki śmietany 18%
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • sól, pieprz
Makaron ugotować zgodnie z instrukcją, odecedzić.
Szpinak rozmrozić, podsmażyć, aż odparuje część wody. Dodać śmietanę i wyciśnięty czosnek, gotować jeszcze chwilę, doprawić do smaku. 
Wymieszać z makaronem.


-----------------------------------
I chwila restrospekcji. Z miłych momentów, głupoty, dobrej zabawy.

(odkrycie wyjazodowe - wino w kubkach do herbaty smakuje o wiele lepiej niż w kieliszkach, powiadam wam)

środa, 9 maja 2012

Nie ma matury - jest zupa!

W chwili przerwy od maturalnego szaleństwa, cieszę się świeżymi, wiosennymi warzywami.
Nareszcie jest mój ukochany koperek.
A ponieważ rozszerzonej matematyki nie zdaję - dziś na obiad zupa jarzynowa.
Moja ulubiona - z dużą ilością warzyw, niezabielana, bez pietruszki, bez selera.
Idealna do powtarzania konstrukcji gramatycznych na jutrzejszy angielski.




ZUPA JARZYNOWA /4 porcje/

  • 1,5 litra bulionu warzywno-drobiowego (lub tylko warzywnego)
  • 1 nieduży kalafior
  • 2 garści zielonego groszku (świeżego lub mrożonego)
  • 4 garści fasolki szparagowej (świeżej lub mrożonej)
  • 1/2 dużego pora lub 1 mały
  • 3 marchewki
  • 1 liść laurowy
  • 2 ziarenka ziela angielskiego
  • 3 ziarenka pieprzu
  • sól, pieprz mielony
  • 1-2 duże garści posiekanego, świeżego koperku
Bulion zagotować z ziarnami pieprzu, zielem i liściem laurowym. Marchewkę obrać, kalafiora podzielić na mniejsze różyczki. Fasolkę, pora i marchewkę pokroić na mniejsze kawałki. Wrzucić do bulionu, gotować na  średnim ogniu koło 20 minut. Dodać koperek, doprawić do smaku solą i pieprzem, gotować jeszcze 2-3 minuty.
Można zabielić mieszając pół kubka zupy z 2 łyżkami śmietany i wlewając z powrotem do garnka.

------------------------------------------------
A już w sobotę...


wtorek, 24 kwietnia 2012

Bierzemy się za siebie. Smacznie i zdrowo - placki z pieczarek.

Nauka nie sprzyja ruchowi. Sprzyja natomiast chaotycznemu wrzucaniu w siebie wszystkiego co pod ręką, a nadającego się do spożycia. Jaki z tego wniosek? Czas wziąć się za siebie.

Nie planuję diety jak za dawnych czasów - nie będzie głodówki i katowania się ćwiczeniami przez 5 godzin dziennie. Nie będę jeść trocin, a normalne jedzenie.
Będę jeść 3-4 posiłki dziennie. Nie będę jeść po nocach. Będę jeść więcej warzyw. Będę unikać fast-foodów i słodyczy. Będę pilnować błonnika. Nie będę jeść jeśli nie jestem głodna. A jeśli za godzinę ma być obiad, nie będę podjadać - ta godzina mnie nie zabije.
Będę spacerować tyle na ile pozwoli mi czas. A jak tylko wydobędę się spod książek - wsiadam na rower.

Can I do it? YES, I CAN!



PLACKI Z PIECZAREK /1 porcja/
  • 150 g pieczarek
  • 1/2 cebuli
  • 1-2 łyżki posiekanego szczypiorku
  • 1 jajko
  • 1,5 łyżki mąki (u mnie pszenna pełnoziarnista)
  • oliwa do smażenia
  • sól, pieprz, czosnek granulowany
Cebulę zeszklić na oliwie, dodać drobno posiekane pieczarki i smażyć, aż zbrązowieją. Przełożyć do miski, dodać jajko, mąkę i szczypiorek, doprawić, wymieszać. Formować łyżką placuszki, smażyć na odrobinie oliwy na rumiano z obu stron.
Dobre zarówno solo, jak z jogurtem. Bardzo sycące.

źródło: Małgorzata Caprai - Kuchnia bez granic





czwartek, 19 kwietnia 2012

O kostkach rosołowych słów kilka i najlepsza pomidorowa.

Panicznie boję się wszelkiego jedzenia w proszku.
Gorące kubki, zupki chińskie, czy serniki w proszku... uciekam z krzykiem.
Raz na jakiś czas jestem w stanie pogodzić się z budyniem, kisielem lub galaretką, choć i tak domowe są faworytami, a "proszkowych" używam głównie do wypieków.

Jest jednak coś czego nie potrafię się wyrzec - kostki rosołowe.
Sprowadzające przygotowanie wielu dań zaledwie do kilku lub kilkunastu minut.
Wiem, że niezdrowe.
Ale dla kogoś, kto nie zniesie w zupie pietruszki i selera, a na widok pływającego w zupie kawałka mięcha ma odruch zwracający - są rozwiązaniem idealnym.
W sklepach ekologicznych dostać można kostki bez sztucznych substancji i soli. Takich używam i bardzo sobie chwalę. Pozwalaja mi trzymać się swoich nawyków bez obawy o zdrowie. Opakowania analizuję zawsze bardzo dokładnie. Jest to ważne, bo nawet niektóre kostki ekologiczne nie są idealne. Wystarczy jednak poświęcić pół minuty na przeczytanie składu i możemy zaoszczędzić czas w kuchni, a jednocześnie cieszyć się tradycyjnym smakiem bez obaw o zdrowie.

Wiem, że kostki rosołowe mają wielu przeciwników i rozumiem ich. Po kostki ze zwykłego sklepu bałabym się sięgnąć. Tak jak i po inne jedzenie w proszku. Jednak nauczyłam się robić zakupy świadomie, w sprawdzonych miejscach i uważnie śledząc etykiety. Ekologiczne kostki są o 1-2 złote droższe, ale - przynajmniej w moim wypadku - znacznie ułatwiają życie.

Należę do osób dla, których zupa pomidorowa powinna składać się z pomidorów. Ogórkowa z ogórków. Żadnych zbędnych pietruszek, selerów i marchewek - takiego sposobu gotowania zup jest zwolenniczką moja mama.
Dlatego metodą prób i błędów stworzyłam własną, idealną dla siebie pomidorową Gotową w 10 minut - tyle ile potrzeba na ugotowanie makaronu. Zapraszam.



ZUPA POMIDOROWA /4 porcje/

  • ok. 1 l bulionu warzywnego lub drobiowego (u mnie z kostki ekologicznej)
  • 500 g przecieru pomidorowego (nie koncentratu!)
  • kilka łyżek śmietanki 18%
  • sól, pieprz
  • makaron (u mnie pełnoziarnisty)
Bulion zagotować. Dodać przecier pomidorowy, rozmieszać, gotować kilka minut na średnim ogniu. Kilka łyżek zupy rozmieszać ze śmietanką i powoli dodawać do zupy, cały czas mieszając. Gotować kolejne kilka minut. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Jeśli smak jest zbyt intensywny rozcieńczy ć wodą. Podawać z makaronem.