Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dania mięsne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dania mięsne. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 sierpnia 2014

Czerwona ciapa, czyli kurczak po meksykańsku.

Kurczak w sosie meksykańskim stanowi - obok spaghetti - moje główne pożywienie. Jest potrawą szybką i absolutnie bezmyślną. Można zjeść ją z czymkolwiek co akurat znajdzie się w domu - ryżem, makaronem czy chlebem. Można ją zamrozić i po powrocie z uczelni jedynie rozmrozić w garnku i coś szybko dogotować. Nie trzeba biegać za składnikami, wszystkie dostaniemy w najbliższym sklepie
Wygląda jak czerwona breja, smakuje zupełnie inaczej.

Dla zabieganych, dbających o smak nie o wygląd przyrządzanego jedzenia.





KURCZAK W SOSIE MEKSYKAŃSKIM /4 porcje/
  • 2 duże piersi z kurczaka (może być pierś czy polędwiczka z indyka)
  • 1 puszka czerwonej fasoli
  • 1 puszka krojonych pomidorów
  • 1/2 puszki kukurydzy
  • 1 czerwona papryka
  • 1 cebula
  • 2-3 łyżeczki koncentratu pomidorowego
  • 2 wyciśnięte ząbki  czosnku
  •  przyprawy: sól, pieprz, chili, słodka papryka, przyprawa do kurczaka, cynamon
Cebulę obrać i posiekać, zeszklić na łyżce oliwy razem z wyciśniętym czosnkiem. Kurczaka pokroić w kostkę, posypać solą i przyprawą do kurczaka, obsmażyć. Dodać pokrojoną w kostkę paprykę, smażyć 2-3 minuty. Dodać pomidory, odsączoną fasolę i kukurydzę, koncentrat pomidorowy, dokładnie wymieszać. Dusić wszystko razem jeszcze 5-6 minut. Doprawić do smaku solą, pieprzem, chili, słodką papryką i cynamonem.
Podawać z ryżem.
Danie można mrozić.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Wciąż trwam i robię najokropniejsze burgery na świecie.

Jak już ostatnio pisałam na facebooku - żyję i kopnięta mailem od jednej z czytelniczek planuję odkurzyć bloga. Dlaczego, natomiast, trzeba w ogóle go odkurzać? Mieszkam w tej chwili z 4 osobami. Mamy jedną wspólną kuchnię i kilka wspólnych garnków. Przebywanie w kuchni dłużej niż 30 min wiąże się z nerwowymi pomrukiwaniami. Po 40 minutach przestają być pomrukiwaniami. Stworzenie w tym czasie czegoś amibitniejszego niż spaghetti czy inny "makaron-z-czymkolwiek" naprawdę wymaga doskonałej strategii. Gotuję więc rzeczy banalne i w dużej mierze - ciągle to samo, wymieniając conajwyżej kurczaka na indyka czy cukinię na pieczarki. Robię całą patelnię sosu, który jem przez 3 dni z rzędu albo zamrażam na ciężkie czasy.

Oprócz tego dużo ćwiczę i moje gotowanie ostatnimi czasy skupia się na zawarciu w jedzeniu jak największej ilości białka (w najbliższym czasie spodziewać możecie się sporej ilości przepisów z odżywką białkową). Po powrocie z siłowni i odgrzaniu jedzenia ostatnie o czym myślę to robienie zdjęć - pochłaniam już w drodze do pokoju.

W związku z tym wszystkim blog nie będzie już wyglądał tak samo jak kiedyś. Postaram się jednak wrzucić jakiś przepis niekoniecznie na makaron z sosem i niekoniecznie raz na pół roku :) Odkopałam blogowego maila, odpisałam na wszystkie wiadomości. Mam nadzieję, że drugi raz na odpowiedź nikt nie będzie musiał czekać tak długo.

Przechodząc do burgerów. Moje hamburgery zostały przez współlokatorów ogłoszone najbrzydszymi burgerami swiata. Dlaczego?
Kiedy dopada mnie ochota na hamburgera oznacza to gwałtowną potrzebę mojego organizmu aby pochłonąć ogromne ilosci mięsa. W tej potrzebie nie ma miejsca na sałatę, pomidora, ogórka, cokolwiek warzywnego co mogłóby dodać mu wizualnego uroku. Moja mięsna potrzeba toleruje jedynie bułkę, plasterek sera i keczup. Mięso zaś musi być tak grube, aby całość ledwo można było ugryźć Takie coś nie ma prawa wyglądać dobrze. Dorzućmy do tego bułkę wymiętoszoną w torbie z zakupami. To już wygląda wręcz odstręczająco.

Jak już jednak pisałam nie raz nie dwa, nie siedem, wygląd nie jest w jedzeniu najważniejszy, najważniejszy jest smak. A hamburgery smakują obłędnie. I z tym zgadzają się wszyscy którzy próbowali. Po wielu latach pró i błędów znalazłam swój idealny przepis. Nie dodaję musztardy, ani świeżego czosnku. Nie daję również natki pietruszki. Jem hamburgery mocno wysmażone z chudego mięsa - nie spotykam się więc z chrząstkami. Mocno, intensywnie ciągnące przyprawami. Gotowe w 15 minut.
Oczywiście burger jest szarlotka - każdy ma swój przepis. Są ich tysiące i wszystkie diametralnie różnią się od siebie. Tak wyglada mój.





WOŁOWE HAMBURGERY /3 duże burgery, 4-5 dla normalnych ludzi/

  • 500g mielonego mięsa wołowego (użyłam gotowego o rzekomej zawartości mniej niż 10% tłuszczu)
  • 1 duża cebula
  • sól, pieprz, czosnek granulowany (ok. 1 łyżeczki), przyprawa do mielonego mięsa (1-1,5 łyżeczki)
  • dodatki: ser, sałata, pomidor, ogórek, keczup, musztarda....
  • 3-4 bułki
Cebulę posiekać i zeszkllić. Dodać do mięsa razem z przyprawami, dokładnie wymieszać rękoma, dodając odrobinę wody. Uformować burgery nieco większe niż bułka do której zamierzamy je włożyć - w trakcie smażenia będą kurczyć się raczej wszerz niż na grubość. Wrzucić na rozgrzaną patelnię - u mnie 6/7 na 10 stopni kuchenki (mam teflon, nie użyłam więc tłuszczu). Smażyć ok. 4 minut z każdej strony. (Jeśli ktoś nie lubi dobrze wysmażonego to naprawdę nie mam pojęcia ile je smażyć, gdyż takowego nie jadam. Odsyłam do wujka Google). Jeśli korzystacie z chudego mięsa, warto w trakcie smażenia przykryć patelnię - burgery z takiego mięsa łatwo wysuszyć, w taki sposób będą bardziej soczyste.
Włożyć w bułkę z dowolnymi ulubionymi dodatkami.
Napawać się tym, że weganizm jeszcze nas nie dopadł.
Sztuka mięsa edycja letnia

sobota, 14 grudnia 2013

Moje zwierzę nie ma gustu. Makaron z cukinią i kurczakiem.

Kiedy pierwszy raz przeczytałam, że mojemu uszatemu muszę dawać dużo warzyw, ucieszyłam się jak głupia. Bo jestem z tych, co to zawsze zalega im w lodówce kawałek pomidora, pół pietruszki, czy gałązka koperku. Z jednej strony będę przeprowadzać utylizację, z drugiej - dawać szczęście mojemu zwierzęciu.

Ale okazało sie, że tak fajie nie jest.
Bo uszaty ma totalnie inny jedzieniowy gust niż ja. Pomidora, papryki nie lubi. Cukinii nawet nie powąchał.
A ponieważ plan obejmował nafaszerowanie połówy cukinii, a drugą nakarmienie królika trzeba było te plany zmodyfikować.
Bo uszaty gustu nie ma.




MAKARON Z KURCZAKIEM I CUKINIĄ W SOSIE POMIDOROWYM /2 porcje/
  • 1 duża pierś z kurczaka
  • 1 cukinia
  • 1 cebula
  • pół kartonika przecieru pomidorowego
  • przyprawy: pieprz, sól, czosnek granulowany, słodka papryka, zioła prowansalskie, przyprawa do kurczka
  • makaron
Na łyżce oliwy podsmażamy posiekaną cebulę. Dodajemy pokrojone w kostkę mięso obsypane przyprawą do kurczaka i solą. Smażymy, aż mięso będzie gotowe. Dodajemy pokrojoną w kostkę cukinię i smażymy 2-3 minuty. Zalewamy przecierem, dusimy ok. 5 minut, doprawiamy do smaku.
Dodajemy ugotowany makaron, mieszamy.

piątek, 22 listopada 2013

Obiad w 20 minut. Kurczak w sosie pomidorowo-jogurtowym.

Tak, tak. W 20 minut. Przynajmniej jeśli człowiek dobrze orientuje się w swojej kuchni i ma wprawę w krojenniu mięsa. A jesli tej wprawy brak to, zawsze znajdzie się jakaś motywacja, żeby nagle się jej nabawić - osobiście polecam królika, przegryzającego kabel od pralki.



KURCZAK W SOSIE POMIDOROWO-JOGURTOWYM /3 porcje/
  • 2 filety z piersi kurczaka
  • ok. 1/2 kartonika przecieru pomidorowego + ew. koncentrat pomidorowy
  • 2-3 łyżki jogurtu greckiego
  • 1 cebula
  • przyprawy: sól, pieprz, czosnek granulowany, ziarenka smaku, przyprawa do kurczaka
Cebulę posiekać i podsmażyć na oliwie. Dodać pokrojonego w kostkę kurczaka, posypać przyprawą do drobiu i solą, usmażyć. Zalewamy całość przecierem, dusimmy chwilę. Dodajemy jogurt, mieszamy i doprawiamy do smaku. Jeśli sos jest zbyt mało pomidorowy można dodać jeszcze przecieru, lub koncentratu.
Podawać z ryżem lub makaronem.

sobota, 16 listopada 2013

Wbrew pozorom to nie potrawka z królika.

Przedstawiam wszem i wobec mojego nowego współlokatora. Conan Barbarzyńca we własnej osobie. Je koperek na pęczki i nie lubi papryki, co bardzo mnie martwi, bo papryka jest super.



Swoją drogą pasjonuje mnie pewna kwestia. Jeszcze 3 tygodnie widząc przepisy na pasztet czy potrawkę z królika reagowałam "ja bym raczej nie miała ochoty jeść takkiego kicaka, ale co kto lubi". Aktualnie widząc coś takiego, łzy napływają mi do oczu i biegnę przytulić mojego, zapewniając go, że nigdy mu takiej krzywdy nie zrobię.
Ludzie to jednak strasznie sentymentalne pierdoły są.
Ale chociaż moje ręce wyglądają od tego przytulania jakbym zaprzyjaźniła się z żyletką, to i tak jest najwspanialszym królikiem na świecie.
I umie skakać przez przeszkody.

Ostatnio w moim życiu szał na gotowanie. Spowodowany zimna pogodą, która nie zachęca mnie do uprawiania życia towarzyskiego i nawet na uczelnię jakoś ostatnio nie udaje mi się dotrzeć. Oprócz tego kolokwium goni kolokwium, a jak wiadomo najlepszym sposobem aby zdać jest ugotować obiad, posprzątać mieszkanie, umyć schody i zrobić przegląd swojej garderoby.

Zapraszam więc na typowo resztkowe danie, które ku mojemu zaskoczeniu okazało sie jednym z lepszych jakie kiedykolwiek jadłam.



MAKARON Z KIEŁBASĄ I PAPRYKĄ W SOSIE POMIDOROWYM /2 porcje/

  • 1 laska kiełbasy
  • 1 duża cebula
  • 1/2 czerwonej papryki
  • pół kartonika przecieru pomidorowego
  • makaron, ilość dowolna (u mnie ok. 3-4 garści świderków)
  • przyprawy: sól, pieprz, czosnek granulowany, zioła prowansalskie, ziarenka smaku
Gotujemy makaron wg przepisu na opakowaniu.
W międzyczasie podsmażamy na oliwie posiekaną cebulę i dodajemy kiełbasę pokrojoną w półplasterki. Smażymy aż kiełbasa się zrumieni.
Dodajemy paprykę, smażymy jeszcze chwilę i zalewamy całość przecierem. Dusimy chwilę i doprawiamy do smaku. Dodajemy makaron, mieszamy.

wtorek, 29 października 2013

Co robi biedny student? Gulasz.

Zimno i głodno.
A do tego organizm powoli zmęczony pierogami z mrożonki i chińskimi zupkami zaczyna domagać się czegoś zdrowszego i konkretnego.
I cóż w takiej sytuacji ma zrobić zabiegany i w dodatku ubogi student?
A no wygospodarować sobie 2 godziny - nawet niecałe - czasu. I przy założeniu, że wszystkie przyprawy się już posiada - jakieś 15 zł.
I machnąć taki o to gulasz z kurczaka, który starcza na 4 obiady (przynajmniej jesli jest się - tak jak ja - wzrostu krasnala ogrodowego).
Nie polecam jednak trzymania tego przez 4 dni w lodówce, lepiej podzielić na porcje i zamrozić, trzymając na sytuacje najbardziej kryzysowe.



GULASZ Z KURCZAKA Z PIECZARKAMI I PAPRYKĄ /4 porcje/

  • 2 filety z kurczaka (ok.400 g) 
  • 1/2 czerwonej papryki
  • 500 g pieczarek
  • 4 kulki ziela angielskiego
  • 3 liście laurowe
  • spora szczpta słodkiej papryki w proszku
  • 1/2 kostki rosołowej, wołowej
  • 2 -3 łyżki mąki
  • sól, pieprz, przyprawa do kurczaka
Kurczaka myjemy, kroimy w kostkę. Posypujemy solą i przyprawą do kurczaka i smażymy na łyżce oliwy, az się zrumieni. Dodajemy pieczarki pokrojone w plasterki i paprykę pokrojoną w kostkę, smażymy, aż pieczarki solidnie się obkurczą. 
Zalewamy ok. 500 ml wody, ziele angielskie i liście laurowe i dusimy ok. 20 minut. Rozpuszczamy kostkę rosołową. Dodajemy paprykę w proszku. Odlewamy ok. pół szklanki płynu z patelni i rozprowadzamy w nim dokładnie mąkę, tak aby nie było grudek (ja lubię gesty sos, dałam 3 spore łyżki mąki) i wlewamy znowu na patelnię, dokładnie mieszając. Gotujemy, aż sos zgęstnieje. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
Najlepiej smakuje z kasza lub makaronem.

A w międzyczasie moje ostatnie odkrycie - spodnie z czasów gimnazjum. Które przez całkiem spory okres tego gimnazjum, były na mnie ZA CIASNE.
Aktualnie naprawdę niewiele brakuje, abym zmieściła się w jednej nogawce.
Przerażające.
To tak ku przestrodze, co by z tym gulaszem nie przesadzić ;)





poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Przeżyłam Woodstock i zrobiłam zapiekankę.

Jak głosi tytuł - przeżyłam. Co prawda dopiero tydzień po powrocie doprowadziłam się do takiego stanu, aby się odezwać, jednak liczą się dobre chęci, prawda?
Opalona jak murzyn. Z przeszywającym (nadal!) bólem w krzyżu po spaniu na karimacie, bez okularów, które w trakcie festiwalu zgubiłam 7 razy, wygrzana i wymarznięta zarazem i szczuplejsza o 2 kg, ale wróciłam. Dotarłam na 5 koncertów i jestem z siebie niezwykle dumna z tego tytułu. Szczególnie ze względu na to, że już pierwszego dnia uszkodziłam kolano i byłam w pogo na jednej nodze (uwaga - da się!)
A po powrocie prawie popłakałam się na widok prysznica i przez długi czas z niedowierzaniem patrzyłam na spłuczkę.



Oglądam zdjęcia innych blogerów ze śniadaniami i aż mi głupio. Moje śniadanie składało się zwykle z papierosa i piwa lub piwa i papierosa. Jak zresztą większość posiłków. W porywach ktoś wcisnął mi na siłę kabanosa lub pół kromki z pasztetem.
Ale taka moja mała refleksja - czy od tego tak naprawdę jest Woodstock, aby codziennie przygotowywać sobie śniadanka i urządzać wyprawy na obiad? Osobiście przyjechałam się tam bawić. I choć w trakcie powrotu, kiedy woodstockowa adrenalina opadła moj organizm przypomniał sobie, że od 5 dni nie jadł i cuciła mnie cała stacja benzynowa, to NIE ŻAŁUJĘ. Ot co.

A wiecie co jest najsmutniejsze w byciu studentem? Moment, kiedy wszyscy w samochodzie dyskutują co dobrego dostaną do jedzenia po powrocie i jakie zamówienia złożyli mamie. A student na wygnaniu myśli: "cóż. Ja pewnie kolejną kromkę z pasztetem".
Ale po powrocie do Krakowa nadrabiam już normalnym żarciem i  z dumą zapraszam na moją własną inwencję twórczą, jaką jest zapiekanka po bolońsku!



ZAPIEKANKA PO BOLOŃSKU /4 porcje/

  • 700 g mielonego mięsa (u mnie z indyka)
  • 300 g makaronu (lub więcej)
  • 2,5 puszki krojonych pomidorów
  • 1 duża cebula
  • ok. 7 plastrów żółtego sera
  • przyprawy: przyprawa do mielonego, oregano, zioła prowansalskie, czosnek granulowany, cukier, sól, pieprz
Makaron ugotować według instrukcji na opakowaniu, odstawić.
Cebulę obrac i drobno posiekać, zeszklić na łyżce oliwy. Dodać mięso, posypać solą i przyprawą do mielonego i smazyć aż będzie gotowe. Dodać pomidory i dusić całość na wolnym ogniu ok. 10 min. Doprawic do smaku w/w przyprawami. 
Układać warstwami w naczyniu żaroodpornym (makaron, sos, ser, makaron, sos, ser) i zapiekać pod przykryciem ok 20 min w 220  stopniach.

środa, 10 lipca 2013

Królowa imprezy.

Być może nie dla każdego i nie na każdej imprezie. Jednak za moich licealnych czasów (piszę, jakby conajmniej 10 lat minęło), absolutnym hitem domówek była przynoszona przez koleżankę sałatka kebabowa. Czy tam gyros, jak kto woli.
Było to swoją drogą fantastyczne złamanie stereotypu dotyczącego żywienia się młodzieży.
Kiedy na stół wjeżdżała sałatka, wszystkie chipsy, paluszki i inne tego typu badziewia szły w kąt. Zwykle nawet nie przejmowaliśmy się talerzami - siedzieliśmy w 10 osób nad miską, walcząc o każdy kęs.

A teraz ja, sama, w pojedynkę, zażeram się nią w upały.
I choć w końcu nie muszę z nikim toczyć o nią wojny, jak na owych imprezach i jeśli będę mieć ochotę, mogę zjeść całą miskę, to muszę przyznać - jedzona w tych niestandardowych, imprezowych  okolicznościach zawsze smakuje lepiej ;)



SAŁATKA KEBABOWA /1 duża miska, ok. 4 sporych porcji/

  • 2 filety z kurczaka
  • 1 czerwona papryka
  • 3 duże ogorki konserwowe (lub kiszone)
  • 1/2 puszki kukurydzy
  • 1/2 kapusty pekińskiej
  • mały kubek (150-180 g) jogurtu naturalnego
  • 1-2 łyżki majonezu
  • 1 łyżka ketchupu
  • przyprawa gyros
Kurczaka pokroić w kostkę, oprószyć lekko solą i usmażyć w przyprawie gyros.
Kapustę poszatkować, paprykę i ogórki pokroić w kostkę.

Nakładać do miski po kolei kapustę, mięso, paprykę, ogórka, kukurydzę, kapustę, mięso, paprykę, ogórka, kukurydzę, kapustę.
Lub jakkolwiek się komu podoba.

Polać sosem z jogurtu zmieszanego z ketchupem i majonezem.
Najlepiej chwilę schłodzić w lodówce, ale jedzonej od razu też niczego nie brakuje.



piątek, 22 marca 2013

Śmierć kanapkom vol. 3 Najbrzydsza sałatka świata. Ale białkowa.

Ta sałatka wygląda paskudnie nie tylko na zdjęciu.
W sumie, to w rzeczywistości wygląda jeszcze gorzej.
Ale jak już pisałam w przypadku makaronu z gorgonzolą, wygląd niekoniecznie przesądza o smaku.

Co do samej sałatki, jest przede wszystkim niesamowicie sycąca. Nie byłam w stanie zjeść jej za jednym zamachem. Zasługa białka, jak mniemam, choć sama ilość składników też jest pokaźna.
Jest również zgodna z dietą Dukana. 
Można nieco wzmocnić smak, dodając łyżkę majonezu, lub urozmaicić ją warzywami, jednak nie wmawiajmy sobie wtedy, że jemy sałatkę białkową ;)

Jak w przypadku każdej sałatki z jajkiem, lepiej przygtować ją w tym samym dniu, w którym mamy zamiar ją zjeść. Na drugi dzień zapach jajka staje się intensywniejszy. Nie każdy go lubi i wyciągnięcie pudełka w miejscu publicznym, może spowodować krzywienie ust i marszczenie nosów przez osoby nas otaczające.

(Swoją drogą - zawsze zastanwiało mnie nazywanie "sałatką" czegoś w czym nie ma nawet kawałka sałaty. Lub jakiegokolwiek innego warzywa. Ale najwidoczniej język polski znowu robi ze mnie idiotkę i pozostaje się tylko z tym pogodzić)



SAŁATKA BIAŁKOWA /1 duża porcja/
przepis pochodzi z jednego z forów dotyczących diety Dukana
  • 1 pierś z kurczaka
  • 3 jajka
  • 1 opakowanie serka wiejskiego (200 g)
  • przyprawa do kurczaka
  • pieprz
  • odrobina soli
Kurczaka pokroić w kostkę, usmażyć z przyprawą, przełożyć do miski. Dodać jajka ugotowane na twardo i również pokrojone w kostkę. Dodać serek wiejski, pieprz i sól, dokładnie wymieszać.

piątek, 1 marca 2013

I co ja zrobię z tymi ziemniakami?

Odkąd mieszkam w Poznaniu zaprzyjaźniłam się z jednym z popularnych polskich dyskontów. Zapewne dlatego, że jest to jedyny sklep w okolicy w, którym za bułkę płacę mniej niż 1,50.
Jednak ma on jedną zasadniczą wadę. A w sumie dwie. Ziemniaki i cebula.
Obydwa wyżej wspomniane produkty sprzedawane są bowiem jedynie w 2,5 kg paczkach.
Cebulę jeszcze jakoś zużyję. Ale ziemniaki?
Jestem absolutnie antyziemniakożerna. W zasadzie używam ich tylko do zupy ogórkowej i jako dodatku do jajka w sosie koperkowym. I co ja niby mam zrobić z tymi pozostałymi 2 kilogramami?

Hm. Wrzucić do garnka, dodać trochę tego i tamtego.

Otrzymujemy gulasz.



POMIDOROWY GULASZ Z ZIEMNIAKÓW I KURCZAKA /1 duża porcja/

  • 3 duże ziemniaki
  • 1 filet z kurczaka
  • 1 puszka krojonych pomidorów
  • 1 cebula
  • 1 łyżeczka papryki w proszku
  • 1/2 łyżki mąki.
  • przyprawa do kurczaka
  • sól i pieprz 
Ziemniaki obrać i ugotować.
Cebulę pokroić w drobną kostkę, podsmażyć na oliwie. Dodać pokrojony filet z kurczaka, oprószyć przyprawą, usmażyć.
Dodać ziemniaki, poomidory i paprykę. Gotować na małym ogniu ok. 5 minut. Odlać trochę sosu, rozetrzeć w nim mąkę i mieszając dolać do patelni, gotować chwilę aż sos zgęstnieje.
Doprawić do smaku solą i pieprzem.

niedziela, 3 lutego 2013

Niby nic nadzwyczajnego, choć dla niektórych boski cud., Makaron po bolońsku.

Mam wielu znajomych, którzy tak jak ja, wynajmują w Poznaniu mieszkanie lub mieszkają w akademikach. Po kilku ostatnich rozmowach zaczynam być przerażona świadomością - a raczej nieświadomością - kulinarną ludzi, choć wciąż młodych i głupich, to jednak dorosłych.

Podstawą diety przeciętnego studenta jest pizza na telefon, kanapki z serem oraz wszelkiego rodzaju fixy, pomysły na obiad (ale tylko jeśli ich realizacja wymaga pokrojenia kurczaka) oraz gotowe dania w kubkach.
Nie przeczę - sama często się nimi wspomagam, jednak wynika to z zupełnego braku czasu, a za każdym razem kiedy zmuszona jestem do takiego jedzenia, myślę jednocześnie o tym jaki dobry obiad mogłabym zrobić gdybym tylko miała 30 minut, a nie 10.

Ale zmierzając do meritum.
Używanie fixów związane jest przede wszystkim z w/w nieświadomością. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że niektóre przygotowywane przez nich potrawy w proszku, są równie banalne do zrobienia w sposób tradycyjny, a i kosztują podobnie.
Kiedy usłyszałam odpowiedź na moje pytanie - dlaczego nie zrobisz spaghetti normalnie? - brzmiącą "no chyba zwariowałaś! Co ja jakimś szefem kuchni jestem? W życiu bym nie dała rady!" prawie umarłam. Włożyłam kurtkę, poszłam do sklepu, zrobiłam niezbędne zakupy. I spaghetti. Wszystko to zajęło mi mniej niż pół godziny.
Z normalnych składników, bez denerwowania się, że torebkowy sos się zbryli, bez rewolucji żołądkowych wywołanych wszystkimi syfami, z których te sosy się składają.

Miny zainteresowanych - bezcenne.



SPAGHETTI PO BOLOŃSKU /4 porcje/
  • ugotowany makaron spaghetti (lub jakikolwiek inny - ile kto lubi)
  • 500 g mielonego mięsa (u mnie z indyka)
  • 2 puszki krojonych pomidorów
  • 1 duża cebula
  • 3 ząbki czosnku lub czosnek granulowany
  • oregano, sól, pieprz, ew. przyprawa do mięsa mielonego
Cebulę i czosnek obrać i pokroić w drobną kostkę,, zeszklić na oliwie. Dodać mięso, oprószyć je solą i pieprzem lub przyprawą do mielonego (porozdzielać, łyżką, jeśli odmówi zrobienia tego samodzielnie), usmażyć. Dodać pomidory, gotować 2-3 minuty. Doprawić do smaku solą, pieprzem i oregano. Jeśli sos jest zbyt gesty, dolać trochę wody.
Wymieszać z makaronem.

Sos można zamrozić.

środa, 23 stycznia 2013

Jest mi zimno i jest sesja. Będę jeść.

No i nic nie poradzę na to, że taka jest naturalna reakcja mojego organizmu. Zimno działa na mnie zupełnie wyniszczająco i to nawet nie fizycznie, a psychicznie. Co w takiej sytuacji robi kobieta? No je. A cóż innego może kobieta robić.
Dodając do tego drobny fakt pod tytułem SESJA, otrzymujemy całkiem sporo czasu spędzonego w kuchni. No nie mogę się przecież uczyć, skoro trzeba zrobić obiad, prawda?

Wszystko to działa zbawiennie na mój żołądek, który wreszcie odpoczywa od zupek chińskich, trochę gorzej na moje cztery litery, które nie ruszają się z domu (ziiiiimnoooo), a nieustannie otrzymują kalorie. No ale... od czego jest zima jak nie od tycia? Bo co to za wiosna bez stwierdzenia "idzie lato, trzeba schudnąć"?
Tak, wiem. Wmawiam sobie i na siłę szukam sensu do obżerania się jak prosiak.
I co. Wolno mi, czyż nie?



KURCZAK W SOSIE PAPRYKOWYM /2-3 porcje/
inspiracja uproszczona do poziomu konstrukcji cepa
  • 1 filet z kurczaka
  • 1 papryka
  • 1/2 cebuli (u mnie czerwona, bo innej nie miałam)
  • 1/2 puszki krojonych pomidorów
  • 3 łyżki kwaśnej śmietany 18% lub gęstego jogurtu
  • 1/2 szklanki wody
  • 2 ząbki czosnku lub czosnek granulowany
  • 1 łyżka mąki
  • 1/3 łyżeczki słodkiej papryki
  • 1/4 łyżeczki pieprzu cayenne
  • sól, pieprz
Cebulę obrać i pokroić w kostkę, podsmazyć na oliwie. Dodać oczyszczonego i pokrojonego w kostkę kurczaka oprószyć go solą i pieprzem (lub mieszanką przypraw do kurczaka) i usmażyć. Dodać pomidory, wodę, wyciśnięty czosnek i paprykę, dusić kilka minut. Odlać trochę sosu, wymieszać ze śmietaną i mąką, następnie cały czas mieszając dodać do patelni. Dodać paprykę w proszku i pieprz cayenne, doprawić do smaku pieprzem i solą.
Podawać z ryżem.

środa, 12 grudnia 2012

Na kieszeń studenta. Na podniebienie każdego.

No i przyszedł ten czas, kiedy tak histerycznie tęsknię za kuchnią mamy, że podejmuję próby jej odtworzenia. Oczywiście w ilościach hurtowych, żeby mieć już gotowanie z głowy na najbliższe trzy dni.
Wiele osób zapyta teraz - po co prowadzisz bloga skoro nie lubisz gotować?
Zacznijmy od tego, że lubię. Uwielbiam.
ALE.
W spokoju. Nigdzie się nie spiesząc. Nie wpadając do domu o godzinie 18 po wfie, dwóch wykładach i zajęciach w szkole muzycznej i ze świadomością, że za 2 godziny wychodzę na imprezę. Nie będąc głodna jak diabli. A choć staram się jak mogę to takich spokojnych dni jest mało.
Gotuję, bo lubię. Nie dlatego, że muszę.

Tak, jestem z tego zadowolona. Bo patrząc na to z drugiej strony - żyję. Wysypiam się ile mogę, nie wstając o jakichś nienormalnych godzinach, aby zrobić niewiadomo jakie cuda na śniadanie. Oczywiście, lubię zjeść rano pancakes, czy zapiekaną owsiankę, ale to przywilej weekendu, kiedy wstaję o której chcę i mam na to czas. Po skończeniu zajęć nie biegnę do domu, żeby zrobić obiad i zaraz po pozmywaniu zastanawiać się co zjeść na kolację.
Szanuję każdego blogera, ale czytając niektóre wpisy i wypowiedzi z przykrością stwierdzam, że niektórzy niczym innym nie żyją.
Zaczyna pojawiać się moda na dodawanie przepisów jak najczęściej. Najlepiej codziennie. A już w ogóle najfantastyczniej jeśli będą dwa w ciągu dnia. Inaczej nie ma sensu w ogóle bloga prowadzić.
Ja tak się tylko zastanawiam - czy życie na zmianę w kuchni i przy komputerze, szukając nowych inspiracji i dodając wpisy to jest w ogóle jakieś życie?

Oczywiście, każdy robi ze swoim czasem co chce. Być może dla niektórych pełnią szczęścia jest spędzanie conajmniej 18 godzin w ciągu dnia w kuchni. W porządku, jego sprawa.
Ja pomimo mojego niekwestionowanego uczucia do gotowania, a szczególnie pieczenia, potrzebuję żyć. Czymś innym. Znajomymi (i to niekoniecznie piekąc dlaa nich ciastka, ale po prostu wychodząc na piwo), szkołą muzyczną, uczelnią, nowym filmem w kinie.
Apeluję - wyjdźcie na zewnątrz, dalej niż do sklepu zobaczcie, że tam - pomimo braku przypraw pod ręką - też da się żyć.

Po raz ostatni podkreślam, że to sprawa indywidualna i nikogo nie potępiam, bo to nie moja sprawa. "Nie mój cyrk, nie moje małpy" jak to mówi moja rodzicielka. Wyrażam jedynie swoje zdziwienie.
To tak gwoli podsumowania, gdyby ktoś przeoczył wcześniej i planował wytoczyć ciężką artylerię o tytule "ty mnie obrażasz, to ja ciebie rozniosę".

A po tych moich uzewnętrzniających wypocinach zapraszam na coś zdecydowanie przyjemniejszego - fasolka po bretońsku.



FASOLKA PO BRETOŃSKU /6 porcji/

  • 500 g białej fasoli jaś (suchej, może być jak u mnie odmiana "jaś karłowy")
  • 2 laski kiełbasy (u mnie drobiowa)
  • 4 ząbki czosnku, lub czosnek granulowany
  • 200 g przecieru pomidorowego
  • sól, pieprz, majeranek
  • 3 ziarna ziela angielskiego
  • 2 liście laurowe
Fasolę zalać wodą (sporo, należy pamiętać, że napęcznieje) i odstawić na ok. 12 godzin.
Kiełbasę pokroić w ćwierćplasterki i podsmażyć z wyciśniętym czosnkiem. Garnek z fasolą (i wodą w której się moczyła postawić na gazie, dodać przecier, zagotować. Dodać kiełbasę i przyprawy, gotować aż fasola będzie miękka. Jeśli konsystencja jest zbyt gęsta, w trakcie gotowania dolać wody.

środa, 7 listopada 2012

Bezdyskusyjny hit polskiej kuchni to...

...KLOPS!
 No w porządku, może nie taki bezdyskusyjny. Wiadomo, każdy ma swoje smaki i część na pewno przychyli się w stronę schabowego, kto inny bronić będzie bigosu.

 W mojej hierarchii jednak (po wielu latach wybrzydzania przy stole - no cóż, każdy kiedyś młody i głupi był) zdecydowanie pierwszą pozycję zajmuje klops.
I to nie byle jaki bo mamowy. Nikt takiego nie robi i już.
Najlepszy z kaszą i sosem pieczarkowym, albo plaster już zimnego w kanapce.

Jeden pochłonięty w Krakowie w trakcie długiego weekendu, dwa kolejne przywiezione do Poznania i wtrząchnięte zanim zdążyłam zauważyć.
Tak, przez 3 dni żywiłam się prawie wyłącznie klopsem - na obiad, kolację i w kanapkach na uczelnię. To były cudowne dni w moim życiu.

Czas więc chyba nauczyć się robić samodzielnie, bo 1,5 miesiąca bez klopsa...? Co to to nie. Masochistką to ja nie jestem.



KLOPS /2 spore klopsy, no z 6 porcji to minimum/
źródło: mama!

  • 1 kg mielonego mięsa wieprzowo-wołowego (najlepiej samodzielnie zmielonego)
  • 1 bułka kajzerka namoczona w wodzie
  • 1 surowe jajko
  • 4-5 jajek ugotowanych na twardo
  • sól, pieprz, przyprawa do mięsa mielonego (polecam tę firmy Kucharek)
Bułkę lekko odcisnąć. Wymieszać z mięsem i surowym jajkiem. Dodać sól, pieprz i przyprawę do mielonego, ponownie dokładnie wymieszać. 
Mięso podzielić na dwie części. 2 jajka (lub trzy, zależy od ich wielkości i ilości masy)  "owinąć" jedną częścią mięsa, nadając całości mniej więcej kształt chleba.
To samo zrobić z drugą połową i resztą jajek.
Piec w przykrytym naczyniu żaroodpornym przez ok. godzinę w piekarniku nagrzanym do 200 stopni. Od czasu do czasu można polać go wytwarzającym się sosem, aby nie był zbyt suchy. W międzyczasie należy kontrolować czy nie jest jeszcze surowy lub zbytnio przypieczony, wiele zależy od piekarnika.

poniedziałek, 22 października 2012

"Co na obiad?" "Szara breja". I o moim triumfalnym powrocie.


A więc jestem, zgodnie z obietnicą.

Po długim okresie milczenia wreszcie udało mi się pozbierać swoje życie do kupy i mogę spokojnie powrócić do blogowania.
No może nie tak znowu spokojnie.
Ale po kolei.

Ci, którzy śledzą mojego bloga, wiedzą, że opuściłam Kraków i wyjechałam na studia do Poznania. Studiuję dwa kierunki w tym - wymarzony od małego - musicalowy na muzycznej.
I wbrew pozorom - połączenie tego okazało się niełatwe.

Przez dwie uczelnie nie mam zbyt wiele czasu na gotowanie, nie mam nawet czasu na zwykłe czynności życiowe. Zapomniałam co to znaczy spać, a czasem łapię się nawet na tym, że zapominam oddychać. Jedzenie przy takim trybie życia jest niemal świętem, którego jednak z braku czasu celebrować się nie da. Zwykle wrzucę coś na ruszt w wydziałowym barze czy mleczaku po drodze. Najczęściej jednak ciągnę cały dzień na kanapkach. Kiedy zdarzy mi się już zjeść w domu - zwykle kończy się na zupce chińskiej, lub ryżu i sosie ze słoika.
Do czego zmierzam? Przepisy nie będą pojawiały się tak często jakbym chciała. Powodują to trzy zasadnicze czynniki:
1. Brak czasu,
2. Jestem tylko biednym studentem - na każdy pomysł jakiejś bardziej wymyślnej potrawy, mój portfel błaga o litość,
3. Aparat został z w Krakowie i raczej nie uda mi się go wynegocjować. A przy świetle kuchennym w naszym wynajętym mieszkaniu robienie zdjęć komórką to zadanie dla kamikadze.

Będę robić wszystko, aby bloga nie zarzucić. Jednak wiele kwestii nie jest zależnych ode mnie.
Póki co zapraszam na część pierwszą studenckiego żarła (stworzonego na początku miesiąca, czyli kiedy jeszcze było nas stać na mięso ;)). Choć wizualnie nie powala i jest typowym czyszczeniem lodówki - naprawdę warto.



GULASZ Z KURCZAKA, PIECZAREK I GROSZKU /4 porcje/

  • 1 duży filet z piersi kurczaka
  • 300 g pieczarek
  • pół dużej lub 1 mała cebula
  • pół szklanki słodkiej śmietanki 18% (ale myślę, że ze zwykłą kwaśną śmietaną też da radę)
  • 2 łyżki mąki
  • pół puszki zielonego groszku (lub 2 garście ugotowanego świeżego)
  • ok. 1,5 szklanki bulionu
  • sól, pieprz, zioła prowansalskie
Cebulę pokroić w drobną kostkę i zeszklić na oliwie. Dodać pokrojone w niedużą kostkę mięso i poplasterkowane pieczarki i usmażyć. Podlać bulionem. Dusić kilka minut, dodać groszek. Odlać ok. 1/2 szklanki płynu z patelni i dodać mąkę, oraz śmietankę, dokładnie i energicznie rozmieszać, tak aby nie było grudek, a śmietanka nie ścięła się (ja używam trzepaczki). Dolać do patelni, caly czas mieszając. Dusić jeszcze 2 minuty, doprawić do smaku solą, pieprzem i ziołami.
My jedliśmy z ryżem, ale myślę, że pasuje równie dobrze do makaronu.


czwartek, 26 kwietnia 2012

Takie małe, a cieszą. Klopsiki w sosie pomidorowym.

Przez akcję (a może dzięki niej) Maggie na durszlaku, nieustannie "chodziły" za mną klopsiki. Takie najprostsze, bez cudów. W sosie pomidorowym. Albo koperkowym.
Po tygodniu wreszcie zebrałam się w sobie, szukając pretekstu aby wydobyć się na chwilę spod stosu książek do historii.
Zapraszam.



KLOPSIKI W SOSIE POMIDOROWYM /3-4 porcje/

  • 500 g mielonego mięsa z indyka
  • 1 jajko
  • 3-4 łyżki bułki tartej
  • 1 łyżka oregano
  • 1 łyżka przyprawy do mięsa mielonego (polecam firmy vegeta)
  • sól, pieprz
Sos:
  • 2 puszki krojonych pomidorów
  • 1 duża cebula
  • 3 ząbki czosnku
  • oregano, bazylia
  • sól, pieprz
  • szczypta cukru
  • 1-2 łyżki octu balsamicznego
Wszystkie składniki na klopsiki wymieszać ręką. Zwilżyć dłonie i formować nieduże kulki. Smażyć na odrobinie oliwy ze wszystkich stron na rumi)ano (można przekroić jednego, dla sprawdzenia, nie powinny być różowe w środku. Odstawić.

Cebulę posiekać i podsmażyć razem z wyciśniętym czosnkiem. Dodać pomidory, zagotować. Dodawać wszystkie przyprawy do smaku.
Do sosu wrzucić klopsiki i chwilę gotować aby smaki się przegryzły, a ewentualne niedosmażone sztuki, dogotowały się.
Podawać z ulubionymi dodatkami, u mnie fasolka szparagowa.

piątek, 24 lutego 2012

Król resztkowców. Bułka po bolońsku.

Lubię deszczowe dni spędzane w domu. Trochę nad książką, trochę w towarzystwie, trochę w kuchni.
Lubię gotować dla innych. Szalenie lubię.
I lubię (tak jak dziś) nie marnować jedzenia.

Pierwszy raz przygotowałam ją kiedy (tak jak dziś) zostało trochę sosu bolońskiego z obiadowego spaghetti.
Tak mi jednak zasmakowała, że zaczęłam czasami przyrządzać również jako osobne danie, niekoniecznie jako "resztkowiec".
Przy okazji dzielę się również moim ulubionym przepisem na sos boloński. Można przygotować go więcej i zamrozić.
Przepraszam za zdjęcie, nie mogłam doczekać się jedzenia :)



BUŁKI PO BOLOŃSKU /4 - 5 bułek/
  • 4-5 dużych bułek
  • 500 g mielonego mięsa (drobiowe lub wołowe)
  • 1 duże cebula
  • 4 duże ząbki czosnku
  • 2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
  • 2 puszki krojonych pomidorów
  • 1/2 łyżeczki chili
  • bazylia, oregano, sól, pieprz
Cebulę posiekać, czosnek wycisnąć, podsmażyć, aż cebula się zeszkli. Dodać mięso, usmażyć.
Dodać pomidory, koncentrat i przyprawy do smaku, gotować chwilę, aż woda z pomidorów trochę odparuje, a sos się zagęści.
Bułki przekroić na pół, nakładać sos. Podawać na ciepło lub na zimno.

sobota, 11 lutego 2012

Pikantne spaghetti z chorizo.

Wreszcie udało mi się dostać osławione na wszystkich blogach chorizo. I... to zdecydowanie nie moje smaki. Po spróbowaniu skrzętnie odkładam kiełbasę na bok, dosypując za to więcej szczypiorku. Jednak przepis zamieszczam, być może trafi w gust jakiegoś fana chorizo.



PIKANTNE SPAGHETTI Z CHORIZO /1 porcja/

  • 60 g makaronu spaghetti (u mnie pełnoziarniste)
  • ok. 40 g chorizo
  • 150 g pomidorów z puszki
  • 2 łyżeczki sosu chili (lub 3/4 łyżeczki chili w proszku)
  • 1 mała cebula
  • 2 ząbki czosnku, wyciśnięte
  • szczypta oregano
  • sól, pieprz
  • szczypiorek
Makaron ugotować w osolonej wodzie, odcedzić.
W garnku podsmażyć pokrojone w cienkie plasterki chorizo, dodać cebulę i czosnek, smażyć jeszcze chwilę, po czym dodać pomidory, sos i przyprawy. Poczekać do podgrzania pomidorów, wyłożyć na makarn, posypać szczypiorkiem.

sobota, 4 lutego 2012

Opróżniamy lodówkę. Soczewica z kiełbasą, papryką i chili.

Cotygodniowe opróżnianie lodówki to już rytuał. Jednak tym razem oprócz lodówki, pustoszeją również szafki.
Zbierane przeze mnie dzielnie ryże, kasze, soczewice, płatki, w końcu doczekają się swojego wykorzystania.
 Tak to już ze mną jest - lubię mieć pełne szafki. Wypełnione jedzeniem dają mi poczucie bezpieczeństwa. Ktoś kiedyś powiedzial, że mam syndrom wojny.
Patrząc na wysypujące się zapasy- ciężko jest mi dyskutować.



To danie to absolutna improwizacja. Każdy składnik (no może oprócz przypraw) to taki, którego data ważności lub aparycja krzyczała "zużyj mnie". Szczerze mówiąc... nie spodziewałam się takiego smaku.
Pozytywne zaskoczenie i zachęta do dalszego eksperymentowania.

SOCZEWICA Z KIEŁBASĄ, PAPRYKĄ I CHILI /2 porcje/
  • 1/2 szklanki zielonej soczewicy 
  • 1/2 dużej czerwonej papryki
  • 1/2 zielonej papryczki chili (można wypestkować - ja jestem wielbicielką ostrego)
  • 1 małe pęto kiełbasy - u mnie czosnkowa (można więcej lub mniej - wg upodobań)
  • przyprawy wg uznania: sól, pieprz, chili w proszku, czosnek granulowany, oregano
Soczewicę ugotować do miękkości w 1 szklance osolonej wody, w razie potrzeby dolewając wody. 
Kiełbasę pokroić w półplasterki, podsmażyć na oliwie w osobnym garnku. Dodać pokrojoną paprykę i drobno posiekane chili, smażyć jeszcze chwilę. Dodać ugotowaną soczewicę, doprawić do smaku, gotować ok. 2 minuty, aby smaki się przegryzły.


sobota, 5 listopada 2011

Zupa meksykańska.

Jesień i zima to te pory roku, kiedy wszystko (no może oprócz lodów ;)) muszę jeść ciepłe. Nie zjem kanapki, muszę mieć tosta. Wszystko musi wrzeć i parować. A najlepiej być czymś co można szybko podgrzać i przerzucić prosto z garnka na talerz. Dlatego jesienią jem zupę meksykańską.
Nie należy sugerować się nazwą. Zupa jest tak  sycąca, że nie znam nikogo kto pokusiłby się po niej o drugie danie ;) Idealna na chłodne dni. Według przepisu mamy.


ZUPA MEKSYKAŃSKA

  • mielone mięso z indyka (ok. 300 - 500 g w zależności od preferencji)
  • 1,5 puszki krojonych pomidorów
  • 1,5-3 szklanki wody (zależy jaką konsystencję chcemy uzyskać)
  • 1 papryka
  • 1 puszka kukurydzy
  • 1 puszka białej fasoli
  • 1 puszka czerwonej fasoli
  • 3 wyciśnięte ząbki czosnku
  • 1 łyżka oliwy
  • przyprawy do smaku: sól, pieprz, chili (dużo!), przyprawa do mielonego mięsa
W garnku rozgrzać oliwę, podsmażyć z  podzielone na mniejsze kawałki mięso z przyprawą. Dodać pomidory i 1,5 szklanki wody, gotować chwilę, aż pomidory się rozpadną. Dodać czosnek, pokrojoną paprykę oraz kukrudzę i fasolę (odsączone z zalewy!). Doprawić do smaku, ewentualnie dolać wody, jeśli konsystencja jest zbyt gęsta.