Choruję na serce. Już od jakiegoś czasu. Ostatnio ktoś z moich znajomych zapytał mnie czemu zamiast leżeć w łóżku i nie przemęczać się tańczę, chodzę na imprezy, na łyżwy, na basen, żyję "bardziej" niż człowiek zdrowy, który żadnych ograniczeń nie ma.
Na mojej szafie wisi kartka z napisem "Sam fakt, że żyję jest wystarczającym powodem aby robić wszystko". I wierzę w to. Jeśli czasem znikam z bloga na dłuższy czas, to znaczy, że aktualnie zajmuję się właśnie robieniem wszystkiego. Bo za 10 lat na niektóre szaleństwa może być już za późno.
Dziękuję Markowi Hłasce, że jakieś dwa lata temu na te słowa - zupełnym przypadkiem - trafiłam.
Mam 18 lat. Jedyne co nade mną ciąży to matura. Chore serce i stawy, problem ze słuchem? Gdybym miała się tym martwić, umarłabym ze zgryzoty już parę ładnych lat temu. To chyba właśnie choroba jest tym co daje mi siłę do życia, to, że moje serce może nagle odmówić mi posłuszeństwa sprawia, że chcę wyciskać z życia jak najwięcej. Wykorzystać każdą minutę. Inaczej będę mieć byt dużo czasu na myślenie czy na pewno robię dobrze. A to nie jest dobre. Nawet jeśli postępuję nieodpowiedzialnie to jest mi z tym dobrze i nie chcę zamykać się w ramach nicnierobienia choćby nie wiem co. To chyba najgorsze co może człowieka spotkać - świadomość bezradności.
Dlatego bezradność rzzucam precz, żyję swoim życiem, żyję - jak to mówi moja przyjaciółka - "bardziej".
ZUPA GRZYBOWA
- ok. 70-80 g suszonych grzybów (u mnie borowiki i podgrzybki)
- 1 marchewka
- niewielki kawałek selera
- 1 pietruszka
- 1 cebula
- kilka ziaren czarnego pieprzu
- sól
- makaron (u mnie lazanki)
Grzyby zalać wodą (dużo), zostawić na całą noc. Grzyby przełożyć do garnka, dolać wodę, w której się moczyły, ale tak, aby nie wlać osadu, który utworzył się na dnie. Dolać ok. 2 szklanki (lub więcej) wody.
Gotować aż grzyby zmiękną. Dodać obrane warzywa i pieprz, gotować ok. 40 minut.
Wyjąć warzywa (można je potem wykorzystać np. do sałatki) i grzyby. Grzyby pokroić i wrzucić z powrotem do garnka, przyprawić solą.
Podawać z ugotowanym wcześniej makaronem.
Naprawdę podziwiam.
OdpowiedzUsuńWpraszam się też na zupkę :) U nas zawsze gości taka na wigilii.
To się nazywa doceniać chwilę. I ja też mówię, że podziwiam, naprawdę!
OdpowiedzUsuńU mnie je się tylko barszcz z uszkami w Wigilię. :)
Wielu powinno brać z Ciebie przykład!
OdpowiedzUsuńU mnie też zawsze jest barszcz, ale taką grzybową również uwielbiam:). Pozdrawiam ciepło;*
Tak trzymać!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńprzeczytałam pierwszą część posta z zapartym tchem. nienawidzę mówienia 'nie martw się, inni mają gorzej, a twój problem to nic', bo dla każdego jego problem może być ogromny, ciężki i nie do pokonania. ale w takich momentach jak ten zastanawiam się nad sobą, innymi i całym światem. czy to normalne, że nastoletnia dziewczyna potrafi się powiesić, bo chłopak ją rzucił, podczas gdy obok żyje dziewczyna taka jak Ty, która z każdej chwili czerpie garściami?
OdpowiedzUsuńna zupę grzybową chętnie bym wpadła, bo nie jadłam od paru lat, a uwielbiam.
całuję i ściskam noworocznie.