Każdy ma swój przepis, który jest w rodzinie od lat. Jedni dają tylko żółtka, inni całe jajka, jeszcze inni jedno i drugie. Nie mówiąc już o najbardziej spornej kwestii - gotować jabłka, czy tylko zetrzeć?
Część osób będzie eksperymentować i próbowc nowych przepisów, większość jednak będzie bronić swojej wersji zębami i pazurami.
W zasadzie jest to zrozumiałe taka szarlotka z babcinej receptury to przecież smak dzieciństwa, do którego chyba każdy wraca z przyjemnością. Ja jednak zdecydowałam się poszukać przepisu idealnego i metodą prób i błędów taki właśnie opracowałam.
Choć wiem, że i tak wszyscy pozostaniecie przy szarlotce mamy, babci i cioci, to jednak decyduję się na ten odważny krok i prezentuję swoją.
SZARLOTKA /duża blacha/
- 4 szklanki mąki
- 250 g masła lub margaryny (ale lepiej masła)
- 1 żółtko
- 2 całe jajka
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 szklanka cukru pudru
- 2 łyżki kwaśnej śmietany 18% procent
- 2 kg kwaśnych jabłek
- cynamon (u mnie ok 1,5 łyżeczki, ale to wszystko kwestia uznania)
Wymieszać suche składniki. Masło posiekać na małe kawałki i wrzucić do suchych. Dodać pozostałe składniki i szybko zagnieść ciasto. Podzielić na dwie części. Każdą zawinąć w folię spożywczą, jedną włożyć do lodówki, drugą do zamrażarki na około godzinę.
Jabłka umyć, obrać i zetrzeć (skórki zjeść i dostarczyć organizmowi błonnika :)). Wymieszać z cynamonem.
Blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Wyjąć ciasto z lodówki, rozwałkować i wyłożyć nim dno formy (ja z braku wałka po prostu odrywałam po kawałku ciasta i wylepiałam nim blachę). Nałożyć jabłka i równomiernie rozprowadzić. Wyjąć ciasto z zamrażarki, zetrzeć na tarce i rozłożyć na warstwie jabłkowej.
Piec ok. 60 minut w 180 stopniach. Jeśli będzie zbyt szybko się rumienić, należy przykryć ciasto folią aluminiową, polecam jednak ściągnąć ją conajmniej 5 minut przed końcem pieczenia, aby wierzch był kruchy.