czwartek, 30 sierpnia 2012

Versatile Blogger Award.



Zostalam nominowana do nagrody Versatile Blogger Award przez Mieszalnię Smaków, co nie ukrywam jest dla mnie dużym wyróżnieniem :)

Ale po kolei- zasady:
  •   nominuj 15 blogów, które Twoim zdaniem zasługują na wyróżnienie
  •   poinformuj nominowanych blogerów o tymże fakcie
  •   napisz o sobie 7 faktów;))
  •   podziękuj Blogerowi, który Cię nominował u Niego na blogu
  •   dołącz nagrodę The Versatile Blogger Award u siebie na blogu

Blogi, które często i chętnie odwiedzam, w kolejności przypadkowej:

I nieszczęsne 7 faktów o sobie:

1. W związku z tym, że przestałam rosnąć mając niespełna 11 lat jestem jedynym kurduplem w całej rodzinie (157 cm)
2. Przez jakieś 8 lat zmagałam się nadwagą, momentami nawet otyłością, które zakończyłam drastyczną dietą i ćwiczeniami, które - pomimo utraty blisko 15 kg - zrujnowały mi organizm. I dużo czasu zajęło mi doprowadzenie go z powrotem do równowagi.
3. Mam wschodnie korzenie.
4. Nie potrafię żyć bez filmów historycznych, książek na takim właśnie tle, muzeów i zabytków.
5. Przez 9 lat tańczyłam i śpiewałam w zespole musicalowym.
6. Jestem niesamowicie wybredna. Lista rzeczy, których nie lubię jest 2 razy dłuższa niż tego, co mi smakuje. Jeśli nie znajdę niczego odpowiadającego moim kubkom smakowym mogę nie jeść cały dzień.
7. Jestem absolutnie i bezgranicznie oddaną fanką Pokemonów :)

Po ostatnim wyznaniu pewnie mało kto jeszcz tu zajrzy, ale jak się bawić to się bawić ;)

środa, 29 sierpnia 2012

Co z tym serkiem? Gofry!

Czasem kiedy oglądam świat wokół siebie to mam wrażenie, że żyję w jakimś cholernym Matrixie.
Mam dosyć głupoty, pieniędzy, sapiących ludzi, smrodu, pań na poczcie, autobusu 114, mojej gofrownicy, sąsiadów z góry, którzy kiepują mi na balkon, sąsiadów z dołu, którzy nie dość, że robią co noc imprezę to jeszcze przez całą noc rozmawiają na balkonie o swoim życiu intymnym, czeskich turystów, którzy myślą, że ich rozumiem, kwiatów, bo więdną, mojego laptopa, który w zależności od kaprysu włącza się, albo nie, dzieci z plecakami w MPK kręcących się na wszystkie strony i wybijających mi w/w plecakami zęby, psów bez smyczy i kagańców, pań w sklepie winnych mi już jakieś 3000 grosików.

I w ogóle wszystkiego.
ARGH.
Cóż, każdy tak czasem ma. Zły dzień, zły tydzień, zły miesiąc. Zwał jak zwał.
Przejdzie prędzej czy później.
Ale gdyby nagle ktoś zaproponował mi przeniesienie do jakiejś równoległej rzeczywistości to nie zastanawiałabym się ani sekundy.
No, ale koniec marudzenia, już się wyżyłam. To też każdy czasem musi zrobić.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Robiłam już kiedyś placki z serka wiejskiego. A tak się składa, że zazwyczaj  ciast na pancakes doskonale sprawdza się również w roli gofrów.
Tym razem nie było tak łatwo, ale po namyśle i dokonaniu kilku modyfikacji udało się za drugim podejściem.
Gofry z serkiem trzeba jeść koniecznie na ciepło, aby poczuć jak fantastycznie się ciąąąągnie.
Jadłam na słodko, ale myślę, że doskonale sprawdzą się również z wytrawnymi dodatkami.




GOFRY Z SERKA WIEJSKIEGO /3 gofry/
  • 200 g odsączonego serka wiejskiego
  • 3-4 łyżki mąki (u mnie pszenna)
  • 1 łyżka oleju
  • 1 łyżka cukru
  • 2 jajka
  • szczypta solli
Jajka wymieszać mikserem z olejem i serkiem. Dodać mąkę wymieszaną z solą i cukrem, zmiksować. Masa powinna być gęsta, można dodać mąki jeśli zbytnio się leje. Gofrownicę wysmarować olejem. Smażyć do zrumienienia (jeśli macie lepszą gofrownicę niż ja, co widać na zdjęciach ;))

wtorek, 28 sierpnia 2012

Zrób to sam. Domowy tymbark.

Jako dziecko uwielbiałam wszelkiego rodzaju "kolorowe picie". Jednak z biegiem czasu coraz więcej rzeczy stawało się dla mnie za słodkich - różnego rodzaju oranżady, mirindy, czy landrynkowe napoje (pamiętacie? w butelce w kształcie misia? ;)).
Osobiście myślałam, że z wielu rzeczy będę powoli rezygnować, ale, że ukochany Tymbark jabłkowo-miętowy pozostanie ze mną na zawsze. Niestety, w wieku 19 lat stwierdzam - jest słodkim ulepem.
Zrezygnować? Nie ma mowy.
Pić raz na rok? Też mnie to boli.

Rozwiązanie?

Zrobię własny.



NAPÓJ (KOMPOT) JABŁKOWO-MIĘTOWY

  • 1 kg jabłek
  • woda (no i tu naprawdę nie wiem, bo lałam na oko. Ale po zalaniu jabłek na miarce w garnku odczytałam 4 litry)
  • cukier do smaku (u mnie dosłownie łyżeczka)*
  • ok. 20 listków mięty
*pamiętajmy, że po schłodzeniu napój będzie sporo słodszy niż próbowany zaraz po gotowaniu, jeszcze ciepły

Jabłka umyć (nie obierać!), pokroić w ćwiartki i usunąć pestki i ogonki. Wrzucić do dużego garnka, zalać chłodną wodą. Zagotować. Gotować na niezbyt dużym ogniu, aż jabłka zaczną się rozpadać, a woda będzie miała ich wyraźny posmak. Dodać cukier i miętę, schłodzić. Przed podaniem włożyć do każdej szklanki jeszcze 2-3 listki mięty.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Nudna manna? W życiu! Nudne śniadanie? A skąd!

Ci którzy śledzą mojego bloga od początku wiedzą, że przez jakiś czas prowadziłam równolegle śniadaniowego. Z pewnych powodów (zdrowotnych) musiałam zawiesić jego działanie. Ostatecznie jednak w ogóle do niego nie wróciłam.
Nie oznacza to jednak, że moje śniadania to codziennie kanapki z szynką, bynajmniej. Codziennie urozmaicam je w inny sposób - tosty, owsianka, kasza, placki, jajecznica. Nie ma mowy o nudzie o rutynie. W końcu to najważniejszy posiłek dnia, nieprawdaż?

Budyniowa owsianka to już na blogach śniadaniowych niemal klasyk. A czemu nie kasza?
Jakość zdjęcia woła o pomoc, ale musicie mi jeszcze wybaczyć - aparat wraca w środę.



BUDYNIOWA KASZA MANNA /1 porcja/
  • 2 łyżki kaszy manny
  • 1,5 łyżki budyniu (u mnie waniliowy)
  • 200 ml mleka* (może być sojowe)
  • cukier, miód, słodzik (jeśli używacie niesłodzonego budyniu)
*moja wersja była na bardzo gęsto, bo tak lubię. Jeśli nie lubicie kiedy w kaszę można wbić łyżkę i stoi, to radzę użyć 250-300 ml mleka.

2/3 mleka podgrzać w małym garnku. W międzyczasie w pozostałym mleku rozetrzeć dokładnie budyń, tak aby nie było grudek. Do mleka dodać cukier, kaszę i cały czas mieszając zagotować. Dolać budyniową mieszankę i wciąż mieszając doprowadzić do zgęstnienia.

piątek, 24 sierpnia 2012

"Rany boskie, co jest na tej patelni?!"

... czyli o niedocenionym ze względu na nikłe walory wizualne kaszotto.
Lato to raczej nie czas na suszone grzyby, skoro lasy, a jeśli ktoś nie ma dostępu - stragany, obfitują w świeże. Jednak jeden słoiczek, który został nam jeszcze od wigilii, patrzył na mnie błagalnie jakby mówił "kończy mi się data ważności, zużyj mnie".
Nie miałam wątpliwości co z nimi zrobię. Od dawna upatrzony przepis w końcu doczekał się realizacji.
Wszystkim fanom grzybów - zdecydowanie polecam. Smak jest bardzo intensywny, ale nie dominujący.

Przekonali się nawet ci na początku przerażeni. Jak to jest, że najmniej ciekawie wyglądające potrawy, są zwykle najsmaczniejsze?

Z góry przepraszam również za jakość zdjęć. Zostałam na 2 tygodnie pozbawiona mojego - i tak nienajlepszego - aparatu i walczę komórką. Efekty są mierne, ale... czy w blogu kulinarnym nie chodzi przypadkiem o przepisy i smak, a nie fotografię?


KASZOTTO Z PODGRZYBKAMI /1 duża porcja, lub 2 mniejsze/
  • 100 g kaszy jęczmiennej (użyłam wiejskiej)
  • 2-3 garście suszonych grzybów (u mnie podgrzybki)
  • 500 ml bulionu warzywnego
  • 1 duża cebula
  • sól, pieprz
  • 1-2  łyżki oliwy
Grzyby namoczyć w niewielkiej ilości wody przez 2 godziny. Odcisnąć, pokroić na małe kawałki. wodę z moczenia zachować.
Cebulę pokroić w drobną kostkę i podsmażyć na rumiano na oliwie. Dodać kaszę i dokładnie wymieszać, aż każde ziarno pokryje się tłuszczem. Dodać wodę z grzybów, 1/4 bulionu, grzyby, wymieszać. Trzymać na niedużym ogniu pod przykryciem, często mieszając i stopniowo dodając resztę bulionu.
Kiedy kasza wchłonie cały płyn, doprawić do smaku pieprzem i solą.


piątek, 17 sierpnia 2012

Powiew rodzimej kuchni afgańskiej - Buloni Kaczolu.

Najpierw kilka spraw organizacyjnych.
Po roku wreszcie zebrałam się w sobie i zdecydowałam.
Zapraszam wszystkich na moją stronę na facebooku (funbox po prawej stronie)
Solennie obiecuję, że postaram się uzupełniać regularnie. Z akcentem na "postaram" ;)
Na blogu znajdziecie równiez kategorię "lżejsze dania i wypieki", stworzoną specjalnie dla osób dbających o linię lub będących na diecie (a to, że to jakieś 75% bloga to inna sprawa... ;])

A teraz już do rzeczy, czyli do gastronomii.
Mój  tata jest Afgańczykiem i w moim domu odkąd pamiętam jadło się... dość nietypowo.
Buloni Kaczolu to jedna z tych pokazowych potraw, które zawsze przyrządzamy kiedy przychodzą goście zawsze domagający się - nie wiedzieć czemu - koniecznie czegoś z kuchni afgańskiej.
Jest to pieczony pieróg z ciasta drożdżowego, wypełniony nadzieniem z ziemniaków i cebuli.
"Kaczolu" to w języku farsi ziemniaki. Buloni zaś to nazwa rodzaju dania. W zależności od nadzienia drugi człon nazwy jest inny. W moim domu robimy buloni jeszcze z nadzieniem mięsnym lub z porów, jednak naszym faworytem jest właśnie ziemniaczane.
To dość prachłonne danie, ale naprawdę warto.
Po wielu latach udało mi się zmierzyć dokładnie ilość używanych składników i dziś mogę pełen przepis udostępnić bez pisania przy żadnej ingrediencji "na oko".
Postaram się w przyszłości przybliżyć wam nieco więcej przepisów kuchni afgańskiej, ale to już wszystko w swoim czasie.

(a na zdjęciu... afgańskie danie w typowo afgańskiej misce ;))

BULONI KACZOLU /4 pierogi/

  • 300 g mąki pszennej
  • 150 g mąki pszennej pełnoziarnistej
  • 1 szklanka ciepłego mleka 
  • 25 g drożdży
  • 3 łyżki oliwy
  • duża szczypta soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 jajko do posmarowania
Nadzienie: (zawsze dużo nam zostaje, ale tak je lubimy, że po prostu wyjadamy łyżką)
  • 1 kg ziemniaków
  • 2 spore cebule
  • przyprawy: sól, pieprz, ostra papryka
Drożdże i cukier rozpuścić w mleku, odstawić zaczyn na 5-10 minut do wyrośnięcia.
Mąki wymieszać z solą, dolać zaczyn i oliwę. Wyrobić gładkie ciasto. Uformować kulę, nasmarować oliwą lub olejem słonecznikowym. Garnek z ciastem przykryć suchą ścierką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (ok. 1,5 godziny).

W międzyczasie przygotowujemy nadzienie.
Obrane ziemniaki ugotować i utłuc.
Cebulę bardzo drobno posiekać, podsmażyć na oliwie na złoty kolor i dodać do ziemniaków.
Doprawić do smaku solą, pieprzem i papryką, pamiętając o dokładnym mieszaniu. Nie żałujmy przypraw, to one nadają smak daniu.

Ciasto podzielić na 4 części, każdą rozwałkować na dość cienki okrąg. Nałożyć 2-3 łyżki nadzienia i zlepić brzegi okręgu jak pieroga. Posmarować po wierzchu roztrzepanym jajkiem, ewentualnie położyć na wierzchu nieduży kawałek masła.
Piec ok. 20 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni.
Najlepsze na ciepło, ale zimne również dobrze się sprawdzają.




środa, 15 sierpnia 2012

O roku bloga, wielkich zmianach i bananowych plackach rodem z Malezji.

Powoli wracam, mam nadzieję, że już na dłużej.
Co w międzyczasie w moim życiu?
Powoli kończę żyć wyjazdem do Włoch i przenoszę myśli z Wenecji do Krakowa.


Przygotowania do przeprowadzki oraz egzaminów na wymarzony wydział musicalowy. Śpiewam, tańczę, recytuję i mam nadzieję, że się uda.
Szykuję się na koncert Scorpions i wyjazd nad morze.
Mam nadzieję, że jakoś dam radę w nowym, obcym mieście zdana tylko na siebie i chłopaka.
I liczę, że pomimo studiów na dwóch kierunkach dam radę czasem coś ugotować czy upiec i podzielić się tym z wami.

A w międzyczasie nawet nie zauważyłam kiedy minął rok bloga. Nie był prowadzony tak regularnie jak chciałam - głównie matura i wyjazdy dały o sobie znać. Ale jednak - był, jest i najprawdopodobniej będzie.

Przez ten rok najpierw przytyłam 7 kg, a później zrzuciłam 9. 7264274672 razy zmieniłam swoje nawyki żywieniowe. Powróciłam choć trochę do zapomnianych ćwiczeń i mięśnie zaczynają pojawiać się na nowo. Straciłam wiarę w swoje możliwości artystyczne i ponownie ją odzyskałam. Skończyłam 12-letnią przygodę ze szkołę i jestem studentką.
Za jakieś 3 tygodnie przeprowadzam się do Poznania, tylko z chłopakiem, zaczynam nowe samodzielne życie w nieznanym mieście. Zostawiam mój ukochany Kraków, do którego będę wracać jak tylko to będzie możliwe, bo piękniejszego i bardziej klimatycznego miasta nie ma.\

Za to jak zwykle nic nie urosłam i dalej jestem 157-cmowym kurduplem, który nie zostanie koszykarką ani nawet siatkarką, bo kiedy skacze, to nie sięga nawet góry siatki, o blokach nie wspominając. W sumie to ledwo sięgam do połowy.

Tyle jeśli chodzi o rok zmian w moim życiu. Jeśli zaś chodzi o bloga to największą radością jest dla mnie kiedy nawet gdy nic na blogu nie piszę - liczba obserwatorów wciąż rośnie, pojawiają się nowe komentarze. W końcu to właśnie czytelnicy są dla blogera największą siłą. Dziękuję tym, którzy są ze mną i przez  ten rok dawali mi energię do dalszego prowadzenia bloga.



MALEZYJSKIE BANANOWE PANCAKES /1 duża porcja lub 2 małe/
źródło przepisu

  • 2 banany zmiksowane na papkę, lub rozgniecione widelcem
  • 60 g mąki pszennej
  • 40 g cukru (pominęłam, uważam, że banany słodzą wystarczająco)
  • 1 jajko
  • 1/4 szklanki mleka
  • szczypta soli
Jajko ubić z cukrem.Wymieszać mąkę z solą, dodać do jajka razem z mlekiem i zmiksowanymi bananami, dokładnie wymieszać (ja zmiksowałam). Na patelni rozgrzać odrobinę oleju. Nakładać ciasto łyżką. Przewracać placki, gdy będą od spodu rumiane.