Znikam z bloga coraz częściej. Zbliża się maj.
Czy się w tym czasie uczę?
... czasami.
Głównie jem tosty i piję herbatę, chodzę na spacery, wychodzę ze znajomymi na piwo, maluję pisakiem po porach.
Czasem pojawiam się w szkole.
Wszystko wskazuje na to, że kariera kasjerki w Biedronce stoi przede mną otworem.
Czasem jest tak, że widzę jakiś przepis i od razu wiem, że będzie mi smakować. Tak właśnie było z przepisem
Pyzy. Z lekkimi modyfikacjami wynikającymi z braków w szafkach, powstała taka oto kasza. Jadłam jako samodzielne danie, ale sprawdzi się również jako dodatek np. do mięsa.
KASZA JĘCZMIENNA Z KAPUSTĄ KISZONĄ /2-3 obiadowe porcje/
- 250 g kiszonej kapusty
- 1 marchewka (lub od razu kapusta z marchewką)
- 1 woreczek kaszy jęczmiennej
- 2 łyżeczki kminku
- 2 łyżeczki suszonego majeranku
- 2 ziarna ziela angielskiego
- 1 liść laurowy
- pieprz ziołowy
- ew. mała szczypta cukru (moja kapusta była naprawdę bardzo kwaśna)
Kapustę posiekać drobniej, marchewkę obrać i zetrzeć na tarce. Umieścić w garnku, zalać wodą nieco powyżej poziomu kapusty. Dodać ziele, liść laurowy i kminek, dusić koło 15 minut. Dodać kaszę i majeranek, dolać wody (na oko ok. 1,5 szklanki, ale radzę dolewać stopniowo). Gotować ok. 30-40 minut, często mieszając, aż kasza mocno zmięknie - potrawa powinna być "paciajowata" jak to obrazowo nazwała Pyza :)
Dodać pieprz do smaku, ewentualnie cukier.
Wyżej wspomnianny por. Jego głowa spoczywa w pokoju w szufladzie lodówki.